Ceny mieszkań rosną, ale próg bólu wydaje się jeszcze daleko

Siła nabywcza spada od trzech lat, ale nie w takim tempie, jak podczas spekulacyjnej hossy sprzed ponad dekady. Wysoki popyt na lokale przy ograniczonej podaży powoduje, że trudno oczekiwać cenowej korekty.

Publikacja: 15.05.2021 05:00

Ceny mieszkań rosną, ale próg bólu wydaje się jeszcze daleko

Foto: Adobestock

Na konferencjach wynikowych deweloperzy są pytani o ceny mieszkań i odpowiadają tak samo: nie ma szans na zmianę trendu wzrostowego, bo popyt przewyższa podaż, a koszty wykonawstwa rosną. Jarosław Sznajaca, prezes Dom Developent, wręcz zaapelował do decydentów o ułatwienia w uzupełnianiu oferty (procedury, dostępność działek), bo inaczej zdrowy jeszcze wzrost cen zamieni się w dotkliwą dla konsumentów spiralę.

Co z cenami mieszkań w Polsce? Czy można już mówić o dochodzeniu do progu bólu?

To jeszcze nie winda

JLL monitoruje sześć największych aglomeracji nie tylko pod względem liczby mieszkań sprzedanych i wprowadzonych do oferty czy zmiany cen, ale także tego, ile mkw. lokalu można kupić za średnie wynagrodzenie brutto. Posługując się danymi zagregowanymi, na koniec I kwartału br. było to 0,65 mkw. Spadek tak liczonej siły nabywczej widać od 2017 r., wtedy wskaźnik sięgał 0,76. Czym jest prawdziwe szaleństwo hossy, pokazują lata 2005–2007. W 2005 r. średnia pensja pozwalała kupić 0,74 mkw., a dwa lata później już tylko 0,44. Analiza kolejnych lat pokazuje zaś, że odwrócenie trendu tak gwałtowne nie jest – powrót siły nabywczej do poziomu sprzed hossy zabrał aż osiem lat.

GG Parkiet

Sytuacja wygląda różnie na poszczególnych rynkach, np. w Trójmieście siła nabywcza kurczy się już od 2014 r., z kolei w Łodzi panuje względna stabilizacja. Licząc na koniec I kwartału br., najdrożej jest w Krakowie, gdzie przeciętna pensja wystarczała na zakup 0,54 mkw. nowego lokum.

Z kolei portal GetHome.pl zbadał zmiany siły nabywczej w miastach wojewódzkich.

– Do 2017 r. siła nabywcza rosła, od 2018 r., a w niektórych miastach od 2019 r., dostępność mieszkań zaczęła się pogarszać. Nie są to jednak spektakularne zmiany, z wyjątkiem Katowic, gdzie w latach 2018–2020 średnie ceny poszybowały o blisko 40 proc., a zarobki mieszkańców o 22 proc. – komentuje Marek Wielgo, ekspert GetHome.pl. Podobne tendencje widać było na rynku wtórnym. – Jedno wydaje się pewne: ponieważ rosną ceny gruntów, materiałów budowlanych oraz koszty robocizny, oferta najtańszych mieszkań będzie się kurczyła, a dolna granica cen przesuwała w górę. W największych miastach coraz trudniej będzie znaleźć mieszkanie kosztujące mniej niż 7 tys. zł za mkw., w Warszawie ich udział w ofercie wynosi już tylko 1,5 proc. – podsumowuje.

Spora siła nabywcza

– Przy niskich stopach, poprawiającej się sytuacji na rynku pracy, spodziewanej poprawie na rynku najmu, ale też w otoczeniu wzmożonej inflacji trudno spodziewać się innej konsekwencji niż wzrost cen mieszkań w perspektywie nie tyle kwartałów, ile lat. Kluczowe jest to, aby te zwyżki nie były zbyt dynamiczne, np. nie przekraczały przez dłuższy czas wzrostu płac – komentuje Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments. – Gdyby tylko uwzględnić inflację, a więc urealnić ceny mieszkań, to okazałoby się, że wciąż realnie za mkw. płacimy w Warszawie o kilkanaście proc. mniej niż u szczytu ostatniej hossy. W ostatnich latach nie tylko wzrosło przeciętne wynagrodzenie, ale też wyraźnie zmalało oprocentowanie kredytów. W takim ujęciu możliwości nabywcze Polaków jeszcze nigdy nie były tak wysokie, jak dziś. Gdyby para zarabiająca łącznie dwie średnie krajowe przeznaczała 30 proc. wynagrodzenia netto na ratę kredytu, mogłaby kupić w dużym mieście mieszkanie o powierzchni 73 mkw. wobec mniej niż 29 mkw. w 2008 r. – dodaje.

Ekspert zastrzega, że jest to pewna zabawa danymi. – Jasne jest, że większość rodaków zarabia mniej, niż wynika z urzędowej średniej, a zaciągając kredyt, trzeba dziś mieć świadomość, że raty pójdą w górę i nie należy wykorzystywać do cna zdolności kredytowej, zachowując w budżecie bufor na czarną godzinę czy mniej optymistyczny scenariusz gospodarczy – podsumowuje.

Agnieszka Mikulska, ekspert rynku mieszkaniowego w CBRE, ocenia, że dziś relacja cen lokali do poziomu wynagrodzeń jest korzystniejsza niż w hossie z 2007 r. Zwraca również uwagę, że oprocentowanie kredytów hipotecznych jest niższe niż wtedy (nawet w porównaniu z kredytami we frankach), z kolei inflacja jest wyższa, co powoduje, że realny wzrost cen mieszkań jest mniejszy niż nominalny.

– To zestawienie sugeruje, że istnieje jeszcze teoretyczna przestrzeń do wzrostu cen, który mogliby zaakceptować nabywcy. Można jednak oceniać, że obecnie uczestnicy rynku są bardziej świadomi ryzyka związanego z zakupem nieruchomości czy zaciąganiem kredytów. Również banki ostrożniej oceniają zdolność kredytową. Prawdopodobnie wzrost cen pozostanie w dużej mierze związany z fundamentami rynku, nie przejdzie w fazę emocjonalnego testowania granicy bólu – prognozuje Mikulska.

Budownictwo
Waldemar Wasiluk, wiceprezes Victoria Dom: Publiczna oferta obligacji w styczniu
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Budownictwo
Rynek mieszkaniowy czeka na obniżki stóp. To okazja?
Budownictwo
Huśtawka nastrojów na pierwotnym rynku mieszkaniowym
Budownictwo
BM mBanku poleca akcje czterech deweloperów mieszkaniowych
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Budownictwo
Ministra funduszy nie odpuszcza deweloperom. Wniosek do UOKiK
Budownictwo
Adamietz zbuduje hotel Marvipolu w Gdańsku