Czy faktycznie rynek kapitałowy powinien się bać unijnej dyrektywy MiFID II, która zacznie obowiązywać od 3 stycznia przyszłego roku?
Użyłbym tutaj porównania do branży motoryzacyjnej. Pierwsza dyrektywa, która była wydana 20 lat temu i dotyczyła rynku kapitałowego, przypominała samochód rodem z PRL, czyli był prosty, nieskomplikowany i łatwy w obsłudze. MiFID I był z kolei nowoczesnym samochodem, bardzo solidnym, natomiast MiFID II jest samochodem stuningowanym, zawiera pewne dodatkowe elementy i jest naszpikowany elektroniką. Pytanie więc, czy trzeba się bać, należy adresować do osób, które w nawiązaniu do tego porównania motoryzacyjnego albo w ogóle nie lubią jeździć samochodem, albo nie chcą jeździć akurat tym modelem. Model jest znany, trzeba tylko zapoznać się z nowymi funkcjami.
Przesiadka do stuningowanego samochodu to chyba jednak rewolucja?
Nie powiedziałbym, że jest to rewolucja. Silnik jest ten sam, założenia są te same. Oczywiście są nowe rozwiązania, które będą wpływały i oddziaływały na rynek, ale jeśli mówimy o rynku inwestorów detalicznych, to wydaje mi się, że zmiany nie będą rewolucyjne, ale będą wzmacniały ich pozycję chociażby względem domów maklerskich.