Odkąd przewodniczący KNF wezwał na początku grudnia banki do zawierania ugód z frankowiczami, indeks WIG-banki zyskał 4,5 proc. Jednak banki najbardziej obciążone tymi spornymi hipotekami, czyli Millennium i mBank, zyskały odpowiednio aż 24,5 proc. i 15,2 proc.
Duża nadzieja w ugodach
To może sugerować, że rynek z dużą nadzieją i oczekiwaniami podchodzi do programu ugód, traktując go jako korzystniejszą alternatywę wobec niekontrolowanego wzrostu liczby frankowych pozwów sądowych. Głównym założeniem są niższe koszty wynikające z porozumień, które w skali całego sektora bankowcy szacują na 30–40 mld zł. Tymczasem unieważnienia umów mogą kosztować około 80 mld zł.
– Potencjalny frankowy koszt nie jest jedynym, bowiem trzeba założyć jeszcze potencjalne koszty zwracanych spreadów walutowych oraz faktu, że pewnie nie wszyscy klienci wybiorą drogę ugody i część będzie się sądzić. W sukurs bankom co prawda przyszedł ostatnio prezes NBP, twierdząc, że nie ma mowy, aby ekonomicznie uzasadniony był brak opłaty za kapitał. Jednak to nie NBP, a Izba Cywilna Sądu Najwyższego ma 25 marca rozstrzygnąć kwestie dotyczące prawnych zagadnień frankowych – mówi Łukasz Rozbicki, zarządzający w MM Prime TFI.
Zdaniem niektórych ekspertów istnieje ryzyko, że SN wyda orzeczenie sprzyjające frankowiczom – ułatwiające im uzyskanie w sądach większych finansowo korzyści niż niosą ugody. Wtedy program porozumień spaliłby na panewce, a koszty dla sektora byłyby dużo wyższe niż zakładane obecnie 30–40 mld zł. – Wyceny banków będą mocno zależne od sposobu rozwiązania kwestii frankowej, ale przewidywanie sposobu rozstrzygnięcia jest wciąż sporą spekulacją. Traktowałbym to jednak jako czynnik ryzyka, a nie szansę dla banków. Trzeba także uwzględnić fakt, że kolejnych kilka kwartałów dla banków będzie ciężkie, jeśli chodzi o wynik odsetkowy, co oznaczać będzie tylko mozolne odrabianie wyniku w innych obszarach – mówi Rozbicki.