Rekordowo niska zmienność owocem równowagi sił na GPW

Miniony tydzień stał pod znakiem kontynuacji stabilizacji notowań na warszawskiej giełdzie. WIG20 utknął pomiędzy rekordami hossy a kluczowymi poziomami wsparcia. Przedłużający się zastój, którego objawem jest rekordowo niska zmienność notowań, to zapewne przysłowiowa cisza przed burzą

Aktualizacja: 27.02.2017 03:07 Publikacja: 12.02.2011 01:50

Rekordowo niska zmienność owocem równowagi sił na GPW

Foto: Archiwum

Na warszawskiej giełdzie uporczywie utrzymuje się równowaga sił. WIG20 pozostał zupełnie obojętny na rekordy hossy na Wall Street i w Europie Zachodniej, co jest zapewne wynikiem presji ze strony wykazujących objawy słabości rynków wschodzących, głównie azjatyckich. Z jednej strony dużo już powiedziano na temat zagrożeń dla giełdowej koniunktury (tydzień temu pisaliśmy obszernie o cyklu 40-miesięcznym w przemyśle, którego szczyt mamy już teoretycznie za sobą), z drugiej – obawy te nadal nie przekładają się w jednoznaczny sposób na sytuację na parkiecie lub też przekładają się w formie bardzo łagodnej jako konsolidacja notowań blisko rekordów hossy.

Trwają spekulacje na temat tego, czy kupujący na GPW zdążą się ożywić, zanim potencjał do wzrostu wyczerpie się na Wall Street (nadchodzący koniec sezonu publikacji wyników kwartalnych amerykańskich spółek w minionym roku zazwyczaj sprzyjał realizacji zysków na giełdach). Skoro kursy w Warszawie nie chcą rosnąć mimo hossy za oceanem, to co się stanie, jeśli owej hossy zabraknie? Czy wtedy podaż będzie miała jeszcze bardziej ułatwione zadanie?

[srodtytul]Wskaźnik najniżej w całej historii[/srodtytul]

Na razie jednym z najbardziej wyrazistych objawów utrzymującej się równowagi sił jest malejąca zmienność kursów. Jeden z obliczanych i monitorowanych przez nas wskaźników zmienności (średnia z bezwzględnych procentowych zmian WIG20 na zamknięciach kolejnych 10 sesji) znalazł się w środę na poziomie najniższym w całej historii warszawskiej giełdy (z wartością 0,30 proc.).

Porównywalne (nieco wyższe) wartości wskaźnika zanotowaliśmy jedynie we wrześniu 2004 r., kwietniu 1996 r. i sierpniu 1995 r. Dla porównania, w kulminacyjnym punkcie paniki na jesieni 2008 r. wskaźnik sięgnął astronomicznego poziomu ponad 3,8 proc. Obecna zmienność stanowi niewielki ułamek ówczesnych wartości.

[srodtytul]Jak interpretować stagnację?[/srodtytul]

Rekordy stabilności notowań sugerują, że pole do dalszego spadku zmienności jest już mocno ograniczone, za to powiększa się potencjał do większych wahań. Teoria i doświadczenie podpowiadają, że okresy niskiej zmienności to zwykle przysłowiowa cisza przed burzą. Jeśli popatrzymy na gwałtowne korekty spadkowe na rynku na przełomie stycznia i lutego ub.r. oraz w kwietniu i maju ub.r., to ich cechą wspólną było to, że poprzedzał je spadek zmienności (mierzony naszym wskaźnikiem) do nowych minimów w skali całej hossy. Skoro zaś w minionym tygodniu zmienność ustanowiła minimum już nie tylko w skali owej hossy, ale całej historii GPW, to czy nie jest to poważny sygnał ostrzegawczy dla posiadaczy akcji?

Z drugiej strony, dalekie od prawdy byłoby twierdzenie, że niska zmienność to gwarant załamania się kursów. W historii można by też wskazać wiele przypadków, kiedy po okresie zastoju notowania ruszały jednak w górę, a nie w dół. Jedyne, co można w miarę z dużym prawdopodobieństwem założyć, to to, że wielkimi krokami zbliża się wystrzał zmienności w górę.

[srodtytul]Na razie brak sygnałów sprzedaży[/srodtytul]

Jeśli zresztą – już niezależnie od spekulacji na temat zmienności – spojrzymy na wykres WIG20, to trudno się tu dopatrzyć na razie sygnałów świadczących o negatywnym rozwoju wydarzeń w średnim, a tym bardziej długim terminie. Jedynym niepokojącym sygnałem do tej pory jest przebicie (już na początku stycznia) linii trendu biegnącej po lokalnych dołkach z czerwca, sierpnia i listopada ub.r. Na razie jednak ów sygnał nie pociągnął za sobą żadnych istotnych konsekwencji.

Od czasu przebicia linii WIG20 błądzi w miejscu, co wyraźnie odróżnia obecną sytuację np. od tej z początku 2010 r., która dotąd wydawała się uderzająco podobna. Także wtedy indeks dużych spółek przebił linię trendu w styczniu (a linia ta także brała początek z sierpniowego dołka, tyle że z 2009 r.). Różnica jest taka, że wówczas przebicie linii skończyło się natychmiast ostrą wyprzedażą akcji, która w ciągu ok. dwóch tygodni sprowadziła WIG20 o 13 proc. w dół.

[srodtytul]Uwaga na poziomy wsparcia[/srodtytul]

Być może powtórka takiej korekty spadkowej nie jest jeszcze wykluczona, ale na razie nie ma zbytnio podstaw, by zakładać, że jest to scenariusz bazowy. Nadzieją dla posiadaczy akcji są ciągle dwa kluczowe poziomy wsparcia. Pierwszym jest dołek z początku stycznia (2658 pkt), który został zanotowany tuż po przebiciu wspomnianej linii trendu. Jego ewentualne pokonanie byłoby w konsekwencji sygnałem, że przebicie owej linii było jednak istotnym wydarzeniem. Ostatecznym rozstrzygnięciem byłby natomiast test dołka z końca listopada ub.r. (2611,6 pkt). Znaczenie tej bariery jest wzmocnione przez trzy fakty. Pierwszy jest taki, że właśnie na tej wysokości udawało się powstrzymywać przecenę w październiku ub.r. Drugi fakt to zbieżność owego poziomu ze szczytem z kwietnia 2010 r. (2604 pkt), który poprzedzał najgłębszą do tej pory korektę hossy, trzecim zaś faktem jest bliskość okrągłego poziomu 2600 pkt.

Z tych wszystkich względów okolice 2600 pkt należy traktować jako granicę oddzielającą trwający od trzech miesięcy trend boczny od potencjalnego średnioterminowego trendu spadkowego (a jednocześnie korekty długoterminowej hossy). Z jednej strony, przebicie tej bariery byłoby poważnym sygnałem zniechęcającym do trzymania akcji z punktu widzenia analizy technicznej. Z drugiej, można na razie zakładać, że zanim wsparcie to zostałoby przebite, pojawiłoby się sporo inwestorów zainteresowanych kupnem akcji po „promocyjnych” cenach. W ostatnich kilkunastu miesiącach taktyka wypełniania portfeli przecenionymi walorami sprawdzała się bardzo dobrze, więc można przypuszczać, że sporo jest amatorów takiego sposobu postępowania.

[ramka][srodtytul]Poprawa na rynku pracy w USA – powód do obaw czy optymizmu?[/srodtytul]

W sferze fundamentów rynkowych jednym z najważniejszych wydarzeń minionego tygodnia była publikacja danych o liczbie nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych w USA (initial jobless claims). Co prawda dane te są podawane co tydzień, ale tym razem najnowszy odczyt miał wyjątkowe znaczenie. Liczba wniosków spadła wyraźnie poniżej bariery 400 tys. i okazała się najniższa od połowy 2008 r. Komentatorzy odważniej zaczęli mówić o poprawie sytuacji na amerykańskim rynku pracy. Jak interpretować te wydarzenia z punktu widzenia inwestorów? Z jednej strony pojawiły się obawy, że widząc owe oznaki poprawy, Fed będzie skłonny do ograniczenia lub zaprzestania programu skupu obligacji (QE), którego głównym celem jest przecież właśnie ograniczenie bezrobocia. A skoro można spekulować, że przynajmniej część pieniędzy pochodzących z tego źródła płynęła na rynki finansowe, to jeśli to źródło wyschnie, nad giełdami zgromadzą się czarne chmury. Z drugiej strony są też jednak argumenty przemawiające przeciwko tak pesymistycznemu stawianiu sprawy. Jeśli odwrócimy do góry nogami wykres liczby nowych wniosków o zasiłek i nałożymy go na wykres S&P 500, to widać wyraźnie, że oba wskaźniki są ze sobą ściśle powiązane. Stopniowa poprawa kondycji rynku pracy przekłada się na dalszą metę na nowe szczyty na rynku akcji, tak więc rozważanie owej poprawy wyłącznie pod kątem interwencji ze strony Fed byłoby uproszczeniem. Optymiści mogą też wskazywać, że w zestawieniu z danymi historycznymi pole do poprawy jest nadal ogromne. Poprzednie hossy kończyły się dopiero, gdy liczba initial jobless claims spadała poniżej 300 tys.

T.H.[/ramka]

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?