Hossa, ale ciągle w wolnym tempie

Nowe rekordy trendu wzrostowego nie zmieniają faktu, że obecna roczna dynamika WIG to jedynie jedna piąta tempa, w jakim indeks rósł w czasach największej hossy

Aktualizacja: 26.02.2017 21:52 Publikacja: 09.04.2011 02:28

Hossa, ale ciągle w wolnym tempie

Foto: GG Parkiet

Ostatnie rekordy hossy na warszawskim parkiecie to rzecz jasna powód do zadowolenia dla akcjonariuszy. Relacjonując wydarzenia na GPW nie można jednak popadać w przesadę, jeśli chodzi o stopy zwrotu z akcji. Większości komentatorów umyka z pola widzenia jeden fakt. Chociaż główne indeksy ustanawiają nowe maksima (WIG przekroczył 50 tys. pkt, a WIG20 zbliża się do 3000 pkt), to w perspektywie ostatnich 12?miesięcy stopy zwrotu są mało imponujące, jak na hossę. WIG jest 16 proc. powyżej poziomu sprzed roku. Kojarzony z małymi spółkami

sWIG80 przez rok zyskał symboliczne 4 proc. Niby mamy do czynienia z hossą, ale na dobrą sprawę trend wzrostowy jest dość ospały.

[srodtytul]Roczna dynamika bliżej dołka niż szczytu[/srodtytul]

Sporo do myślenia daje rzut oka na wykres rocznej dynamiki WIG w skali wielu lat. Od razu widać, że od wiosny 2010 r. mamy do czynienia z systematycznym słabnięciem tempa zwyżki. Najpierw tempo to gwałtownie runęło z poziomu bliskiego 80 proc., a potem ustabilizowało się w strefie, w której utrzymuje się do tej pory, i nadal jest bliskie minimom.

Pouczające jest porównanie obecnej sytuacji z wydarzeniami z przeszłości. Zestawienie takie jest uzasadnione choćby przez fakt, że roczna dynamika kursów akcji na GPW porusza się w dość regularnym cyklu. Jak widać na wykresie, to, że ostatni szczyt dynamiki przypadł na poziomie niespełna 80 proc., nie jest przypadkowe, skoro w tej samej okolicy tempo hossy sięgało kresu swych możliwości dotąd już cztery razy.

Na potrzeby analizy z tych wszystkich historycznych przypadków weźmy pod uwagę dwa: pierwszy, kiedy dynamika WIG sięgnęła maksimum w marcu 2000 r., oraz drugi z kwietnia

2004 r. Na wykres rocznego tempa zmian indeksu w tych przypadkach nałożyliśmy obecną sytuację. Zestawienie to pozwala wysnuć kilka ciekawych wniosków. Widać chociażby, że w okresie mniej więcej pierwszego pół roku po zanotowaniu szczytów dynamiki, we wszystkich trzech porównywanych sytuacjach linie na wykresie wyglądają w bardzo podobny sposób (zeszły do poniżej 20 proc.).

Po nieco ponad pół roku sytuacja zaczęła się jednak wyraźnie różnicować. W 2000 r. roczna dynamika kontynuowała systematyczny zjazd, aż po ok. 40 tygodniach od ustanowienia maksimum znalazła się pod kreską. Warszawska giełda poddała się bessie, jaka nadeszła zza oceanu wraz z pęknięciem tzw. bańki internetowej. Tymczasem w latach 2004–2005 rozwój wydarzeń był zupełnie inny. Po pół roku spadku roczna dynamika ustabilizowała się i minęło sporo czasu, zanim zdążyła runąć poniżej granicznego poziomu zero.

[srodtytul]2010 jak 2005?[/srodtytul]

Widać jednocześnie, że obecna sytuacja jest zdecydowanie bardziej zbieżna z tym, co działo się w tym drugim przypadku (lata 2004–2005), niż w trakcie pękania bańki internetowej. Chociaż roczna dynamika ma za sobą spadek, to utrzymuje się stabilnie zdecydowanie powyżej zera.

Gdyby podobieństwo z latami 2004–2005 traktować dosłownie, to kluczowy jest tu fakt, że wówczas spadek rocznej dynamiki na dobre zatrzymał się w kwietniu 2005 r., czyli 54 tygodnie po zanotowaniu szczytu. Jeśli odmierzymy te 54?tygodnie od ostatniego maksimum dynamiki zmian WIG (luty 2010 r.), to okazuje się, że – gdyby indeks miał także teraz podążać tropem nakreślonym sześć lat temu – roczna dynamika powinna mieć już za sobą dno tendencji spadkowej. Po zanotowaniu takiego minimum na wiosnę 2005 r. WIG ostro ruszył w górę, rozpoczynając kolejną fazę hossy. W jej wyniku roczna dynamika do maja 2006 r. sięgnęła na nowo blisko 80 proc. Gdyby ten scenariusz miał się powtórzyć, inwestorzy powinni więc mieć sporo powodów do zadowolenia w najbliższych kilkunastu miesiącach, a ostatnie wybicie indeksów z jesienno-zimowej konsolidacji jest w takim ujęciu sygnałem oczekiwanego przełomu.

Niestety, nie wszystko w tych porównaniach jest takie proste. Sprawa mocno komplikuje się, jeśli pod uwagę weźmiemy fundamenty, na których budowane są giełdowe tendencje. Gdyby np. popularny wskaźnik PMI dla polskiego przemysłu miał się zachowywać według scenariusza nakreślonego w latach 2004–2005, to powinien obecnie wynosić zaledwie ok. 47 pkt i mieć za sobą spadek z poziomu bliskiego 57 pkt. Tymczasem w rzeczywistości wynosi aż 54,8 pkt, a od szczytu (56,3 pkt) oddalił się niewiele (spadał jedynie przez dwa miesiące, a w marcu znów urósł). Skoro więc PMI nie spadł tak, jak to było w okresie, który jest dla nas punktem odniesienia, to nie za bardzo widać dno, od jakiego miałby się odbijać, a odbicie takie było przecież warunkiem kolejnej fali hossy w 2005 r. A może PMI dopiero zacznie iść w dół i wówczas wszystkie porównania z latami 2004–2005 okażą się nietrafione?

[ramka][srodtytul]Wykupienie straszy[/srodtytul]

Niezależnie od rozważań dotyczących pers-pektyw na wiele miesięcy, warto śledzić sytuację także pod kątem średnioterminowych sygnałów. Takim sygnałem (pozytywnym) było wybicie głównych indeksów w górę z kanałów, w jakich tkwiły od listopada ub.r. Wybicie to zaowocowało silnym impulsem wzrostowym. Niestety teraz rynek czeka kolejny poważny test. Wskaźniki takie jak oscylator stochas- tyczny czy RSI (Relative Strength Index) znalazły się wysoko w strefach wykupienia. Przykładowo RSI dla WIG (liczony standardowo z  14?sesji) w czwartek sięgnął poziomu 76 pkt. Poprzednio wartość wskaźnika powyżej 75 pkt zanotowano jeszcze w listopadzie 2010 r. Praktycznie zaraz potem ruszyła fala wyprzedaży, która w ciągu nieco ponad dwóch tygodni sprowadziła WIG o ponad 5 proc. w dół. Jeszcze głębsza była korekta np. na przełomie sierpnia i września 2009 r., kiedy WIG błyskawicznie runął o prawie 9 proc., a potem straty musiał odrabiać przez ponad 7 tygodni. Nie zawsze co prawda wyprzedaż ruszała od razu po zanotowaniu silnego wykupienia sygnalizowanego, ale im bardziej byki zdołały jeszcze popchnąć notowania w górę mimo tych sygnałów, tym boleśniejsze były potem straty. Sztandarowym przykładami były tu kwiecień i maj 2010 r. Po  przekroczeniu 75 pkt przez RSI, WIG zdołał co prawda urosnąć jeszcze o kolejne 2 proc. (uwzględniając dzienne maksima), ale potem runął o prawie 11 proc. (impulsem stał się kryzys zadłużenia na obrzeżach strefy euro).

Na  powyższym wykresie przedstawiliśmy uśrednione zachowanie WIG przed i po osiągnięciu skrajnego wykupienia.[/ramka]

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?