Mija rok, odkąd Viktor Orban i jego centroprawicowa partia Fidesz przejęli władzę na Węgrzech (wybory odbyły się 28?kwietnia). Przez ten czas kraj naszych bratanków często gościł w mediach całej Europy. A to lewica wylewała na Orbana kubły pomyj pomieszanych z jadem za jego nacjonalistyczne i antykomunistyczne poglądy, a to prawica upatrywała w nim wzór do naśladowania i niemal mesjasza. Rząd Orbana wywołał ogromne kontrowersje m.in. swoją polityką gospodarczą. Przez ostatni rok często się zdarzało więc, że reakcje inwestorów na działania ministrów Fideszu mocno wpływały na inne rynki Europy Środkowo-Wschodniej, w tym na Polskę. Co więcej, działania rządu Orbana zdają się już inspirować inne kraje regionu. Na przykład wkrótce potem jak Węgrzy zapowiedzieli faktyczną nacjonalizację funduszy emerytalnych, rząd premiera Tuska zdecydował o obniżeniu składek przesyłanych do OFE. Gdy Węgrzy wprowadzili rozwiązania prawne mające ulżyć klientom banków zadłużonych we frankach, podobny projekt zaczęli rozważać politycy PSL. Czy możemy się spodziewać więcej takich inspiracji? Co dała Węgrom jak dotąd polityka Orbana? Czy warto ją naśladować?
[srodtytul]Huśtawka nastrojów[/srodtytul]
Stosunek inwestorów do Węgier Orbana można wyraźnie podzielić na dwa okresy. Pierwszy – od maja do końcówki listopada 2010 r. – cechował się niemal paniczną nieufnością: BUX, główny indeks giełdy w Budapeszcie, spadł o 16,9 proc. i był najgorszym indeksem z naszego regionu. Rentowność węgierskich obligacji dziesięcioletnich skoczyła w tym czasie z 6,7 do 8,4 proc.
Taka reakcja rynków była efektem fatalnego sposobu komunikowania się nowego rządu. Obejmował on władzę po socjalistach, którzy choć doprowadzili gospodarkę kraju do zapaści, to pod koniec swoich rządów byli dobrze oceniani przez rynek, gdyż wdrażali radykalne cięcia fiskalne. Orban obiecywał wyborcom, że złagodzi cięcia, ale po zdobyciu władzy zobaczył, że ma małe pole manewru. – Na Węgrzech mamy przysłowie: nie zrobisz z gówna złota. Ale Orban próbuje – mówi „Parkietowi” jeden z węgierskich dziennikarzy ekonomicznych.
To właśnie te próby zaniepokoiły inwestorów. Najpierw politycy Fideszu podawali skrajnie alarmistyczne dane o sytuacji finansowej państwa, by Bruksela pozwoliła im wolniej ciąć deficyt. Później zerwali współpracę z MFW, nałożyli specjalne antykryzysowe podatki na banki, sieci hipermarketów, duże firmy farmaceutyczne i koncerny paliwowe, weszli w spór z bankiem centralnym, ograniczyli wpływ Trybunału Konstytucyjnego na budżet i przeprowadzili faktyczną nacjonalizację OFE.