Podczas gdy w poprzednim tygodniu tematem numer jeden, jeśli chodzi o polską gospodarkę, były czwarta już w tym roku podwyżka stóp procentowych, to w minionym tygodniu takim tematem stała się galopująca inflacja (roczna zwyżka wskaźnika CPI sięgnęła 5 proc.). Ponieważ tempo wzrostu cen w gospodarce pokonało poprzednie dwa cykliczne szczyty (z lat 2004 i 2008), jasne się staje, dlaczego polityka pieniężna zaostrzana jest ostatnio z prędkością zupełnie zaskakującą w zestawieniu z deklaracjami władz monetarnych z początku roku. Jasne staje się też, że w razie kontynuacji narastania presji inflacyjnej kolejne kroki RPP będą nieuniknione.
Już przed tygodniem obszernie pisaliśmy o tym, że cykl zaostrzania polityki pieniężnej pierwsze negatywne efekty uboczne (w postaci hamowania cen akcji) zacznie mieć na jesieni (do wniosku tego doszliśmy, analizując zależności w przeszłości – wówczas roczna dynamika WIG z opóźnieniem wynoszącym około 3 kwartałów reagowała na zmiany stóp). Jeśli w lipcu przerażona inflacją RPP znów podniesie koszty pieniądza, to czas działania efektów ubocznych z punktu widzenia giełdy wydłuży się jeszcze bardziej, przynajmniej do wiosny 2012 r.
Największym problemem jest to, że RPP najwyraźniej mocno spóźniła się z decyzjami, czego efektem jest to, że w odróżnieniu od poprzednich cyklów zaostrzania polityki, tym razem główna stopa NBP jest ujemna w ujęciu realnym. Innymi słowy, stopa wzrostu inflacji prześcignęła zwyżkę stóp procentowych, a to można traktować jako wyjątkową motywację dla RPP do nadrabiania zaległości. Oczywiście im gorliwiej te zaległości będą nadrabiane, tym z czasem gorzej dla rynku akcji (najciekawsze w tym wszystkim jest to, że kiedy polityka pieniężna zacznie w końcu oddziaływać z opóźnieniem na gospodarkę, inflacja zapewne nie będzie wtedy już problemem – tak zawsze było w poprzednich cyklach).
[srodtytul]Wskaźniki wyprzedzające ostrzegają[/srodtytul]
Sama inflacja nie jest może problemem, jeśli towarzyszy jej szybki wzrost gospodarczy (a to właśnie ten wzrost ma kluczowe znaczenie dla giełdy). Sęk w tym, że obecnie mamy do czynienia z sytuacją, w której presja inflacyjna napędzana przez ceny surowców i żywności ma miejsce w obliczu oznak słabnięcia wzrostu gospodarczego. Takim sygnałem jest choćby ubiegłotygodniowy (comiesięczny) odczyt indeksu wskaźników wyprzedzających (CLI) dla naszego kraju autorstwa OECD. Indeks ten (w podstawowej wersji – „amplitude adjusted”) spadł już szósty raz z rzędu, co trudno ignorować, biorąc pod uwagę, że wskaźnik porusza się w stabilnych, nieprzerywanych korektami tendencjach, które potrafią trwać przez wiele miesięcy. Doniosłym wydarzeniem jest jednocześnie zniżka rocznej dynamiki CLI poniżej zera. Pod tym względem obecna sytuacja odpowiada wydarzeniom np. z lipca 2007 r. Podobieństwo z tamtym okresem widać również, jeśli chodzi o wspomniane wcześniej zaostrzanie polityki pieniężnej. W lecie 2007 r. inwestorzy mieli za sobą drugą podwyżkę stóp procentowych.