Da­ne mo­gą my­lić, na­wet je­śli nie są zma­ni­pu­lo­wa­ne

– Wall Stre­et prze­wi­dzia­ła dzie­więć z pię­ciu ostat­nich re­ce­sji – po­wie­dział kie­dyś Paul Sa­mu­el­son. Ale jak mo­żna traf­nie prze­wi­dy­wać ko­niunk­tu­rę, sko­ro nie­jed­no­znacz­ne lub nie­po­praw­ne da­ne nie po­zwa­la­ją na­wet oce­nić jej bie­żą­ce­go sta­nu?

Aktualizacja: 14.02.2017 23:01 Publikacja: 21.10.2012 18:16

Da­ne mo­gą my­lić, na­wet je­śli nie są zma­ni­pu­lo­wa­ne

Foto: Bloomberg

Niewiarygodne dane o zatrudnieniu. Ci goście z Chicago zrobią wszystko... Nie potrafią debatować, więc zmieniają dane – tak Jack Welch, były prezes General Electric, komentował na Twitterze wrześniowe statystyki z amerykańskiego rynku pracy. Pokazały one, że stopa bezrobocia w największej gospodarce świata spadła o 0,3 pkt proc., do najniższego od stycznia 2009 r. poziomu 7,8 proc. W sierpniu zmniejszyła się o 0,2 pkt proc., łącznie więc w ciągu dwóch miesięcy spadła o tyle, ile w ciągu poprzednich 10.

Na miesiąc przed wyborami prezydenckimi w USA wydaje się to zwiększać szansę na reelekcję Baracka Obamy. Stąd podejrzenie Welcha, że dane Biura ds. Statystyki Pracy (BLS) zostały poddane obróbce przez „gości z Chicago", gdzie przed przeprowadzką do Białego Domu mieszkał Obama. Były szef GE, a dziś autorytet w dziedzinie zarządzania, kilka dni później przyznał wprawdzie, że powinien był dodać w swoim komentarzu kilka znaków zapytania, ale zdania nie zmienił. Na łamach „WSJ" powtórzył, że najnowsze odczyty są całkowicie niewiarygodne.

Zepsute kompasy

Powszechnie wiadomo, że wiele danych makroekonomicznych na świecie jest fałszowanych. Oficjalne statystyki chińskie uchodzą za tak niewiarygodne, że wielu ekonomistów woli oceniać koniunkturę Państwa Środka np. na podstawie zużycia energii. Danym argentyńskim przygląda się MFW, a tygodnik „Economist" w lutym br. wykluczył kraj ze swojego aneksu statystycznego. Chodzi przede wszystkim o wskaźniki inflacji, którymi manipulować wyjątkowo łatwo. Podczas gdy urząd statystyczny INDEC twierdzi, że w ciągu czterech lat od początku 2007 r. ceny konsumpcyjne w Argentynie wzrosły o 44 proc., według nieoficjalnych danych co najmniej się podwoiły, a nawet potroiły. Skąd ta różnica? INDEC ze służącego do obliczania inflacji koszyka dóbr, który ma odzwierciedlać strukturę wydatków Argentyńczyków, wyklucza najszybciej drożejące towary. Jak tłumaczy, konsumenci z nich rezygnują. Urząd nie uwzględnia też w koszyku inflacyjnym szybko drożejących usług, klasyfikując je jako „płace", a nie „ceny".

Zarówno Chiny, jak i Argentyna, to jednak kraje rozwijające się. Dane państw dojrzałych uchodzą za wiarygodne, a Grecja, zaniżająca przed kryzysem deficyty budżetowe, wydawała się wyjątkiem potwierdzającym tę regułę. Czy jest więc możliwe, że w BLS faktycznie znaleźli się manipulanci? Zarzutów Welcha poważnie nie potraktował niemal nikt, z wyjątkiem zapiekłych wrogów Obamy w rodzaju Donalda Trumpa, nieruchomościowego potentata i gospodarza popularnego talk show, oraz kilku republikańskich polityków. – Te zarzuty są komiczne – podsumował Barry Ritholtz, prezes firmy inwestycyjnej Fusion IQ i znany bloger. Taka opinia przeważa wśród ekonomistów i inwestorów.

Ale wystąpienie Welcha naświetliło ważny problem. Dane, których co miesiąc wyczekują w napięciu inwestorzy, aby potem na ich podstawie podejmować decyzje, bywają bardzo niejednoznaczne i trudne w interpretacji. Te zaś, których dotyczyła krytyka byłego prezesa GE, są szczególnie ważne, są też wyjątkowo zawiłe. – Fed w ramach swojego mandatu jest zobowiązany do dbania o wysoki poziom zatrudnienia. Na podstawie danych z rynku pracy można więc ocenić, jaka będzie jego polityka – tłumaczy Ignacy Morawski, główny ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości. – Amerykańską gospodarkę napędzają wydatki konsumpcyjne, które bezpośrednio zależą od koniunktury na rynku pracy – dodaje Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista banku Millennium.

Bezrobocie dobre i złe

Trudności interpretacyjnych nastręcza m.in. to, że stopa bezrobocia – czyli odsetek ludzi zdolnych do pracy, niemających jej, ale aktywnie poszukujących – może spadać z różnych powodów. Spadek tej stopy z jednej strony może więc być sygnałem, że w gospodarce rośnie zatrudnienie, z drugiej zaś, że część bezrobotnych zrezygnowała z poszukiwania pracy. To zaś może być oznaką, że koniunktura na rynku pracy jest rozczarowująco słaba. I odwrotnie, wzrost stopy bezrobocia może być oznaką, że na rynek pracy wkraczają ludzie dotąd nieaktywni zawodowo, co jest zjawiskiem raczej korzystnym. – W Polsce do niedawna wzrost stopy bezrobocia był związany właśnie ze wzrostem podaży pracy, a nie spadkiem popytu na nią. W ostatnich miesiącach to się niestety zmieniło – wskazuje Ignacy Morawski.

Grzegorz Maliszewski wskazuje z kolei, że w Polsce bardzo podobna niejednoznaczność występuje w przypadku danych o sprzedaży detalicznej. Teoretycznie pozwalają one ocenić wydatki konsumpcyjne, ale nie zawsze tak jest. Obejmują one bowiem tylko sklepy zatrudniające więcej niż dziewięć osób, a więc m.in. hipermarkety i dyskonty. W efekcie sprzedaż może rosnąć w trakcie dekoniunktury, gdy konsumenci zaczynają oszczędzać i rezygnują z zakupów w mniejszych, ale droższych sklepach.

Prenumerata 2025

Liderzy wybierają zaufane źródło wiedzy

Zaprenumeruj

Prawda może być nieznośna

Oczywiście, głębsza analiza danych pozwala ocenić, jakie są źródła zmiany poszczególnych wskaźników. Wahania stopy bezrobocia można np. zestawić ze zmianami liczby zatrudnionych. Tyle że inwestorzy nie mają na to na ogół czasu, zwłaszcza że nie zawsze jest to łatwe. Np. BLS podaje zmianę zatrudnienia wyliczoną na podstawie sondażu wśród firm oraz drugą, opartą na sondażu wśród gospodarstw domowych. We wrześniu firmy podały, że przybyło 114 tys. etatów, co było zgodne z oczekiwaniami ekonomistów. Ale z ankiety wśród gospodarstw domowych, na podstawie której obliczana jest też stopa bezrobocia, wynikało, że przybyło 873 tys. miejsc pracy, najwięcej od 1983 r. Z tych dwóch liczb pierwsza uchodzi za bardziej wiarygodną i mniej zmienną, bo próba firm w sondażu jest większa, niż próba gospodarstw domowych. W praktyce jednak obie są notorycznie przez BLS rewidowane. Tom Stark z filadelfijskiego oddziału Fedu pod koniec 2011 r. obliczył, że w poprzednich trzech latach zmiana zatrudnienia obliczana na podstawie sondażu wśród firm była rewidowana (w ujęciu bezwzględnym) średnio o 51,3 tys., w większości przypadków w dół. Może się więc okazać, że – zgodnie z oczekiwaniami Welcha – przy kolejnej publikacji danych BLS poda, że wrzesień był jednak na rynku pracy znacznie słabszy, niż się wydawało.

Na tym jednak problemy z danymi się nie kończą. – Tak w USA, jak i w Polsce, wątpliwości budzi sama definicja osoby bezrobotnej. Ludzie mogą nie być aktywni na rynku pracy z różnych powodów – wskazuje główny ekonomista banku Millennium. A o tym, jak ważne są kwestie definicji, świadczyć może np. to, że dług publiczny Polski liczony według metodologii krajowej wyniósł na koniec 2011 r. 53,5 proc., a liczony według metodologii unijnej 56,3 proc. PKB. Różnica wynika m.in. z tego, że Komisja Europejska zalicza do długu publicznego zobowiązania Krajowego Funduszu Drogowego, a Ministerstwo Finansów nie. O tej różnicy inwestorzy powszechnie wiedzą i mogą wybrać, który odczyt uważają za bardziej wiarygodny. Wiele innych zobowiązań sektora publicznego, np. emerytalnych, trudno jednak oszacować. Lawrence Kotlikoff, profesor ekonomii na Uniwersytecie Bostońskim, od lat przekonuje, że tylko tzw. luka fiskalna, czyli dzisiejsza wartość wszystkich obecnych i przyszłych wpływów do budżetu i wydatków rządowych, jest wskaźnikiem stanu finansów publicznych odpornym na definicyjne manipulacje. A ponieważ w USA luka ta wynosi 1500 proc. PKB, według Kotlikoffa Waszyngton jest bankrutem. Instytut Sobieskiego wyliczył niegdyś, że w Polsce luka przekracza 200 proc. PKB.

Jak inwestorzy nawigować mogą w gąszczu statystycznych zawiłości? Znów z pomocą przychodzi Samuelson, który mawiał, że aby rozumieć gospodarkę, nie wystarczy znać ekonomię, ale trzeba też mieć sporo intuicji.

grzegorz.siemionczyk@parkiet.com

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?