Niewiarygodne dane o zatrudnieniu. Ci goście z Chicago zrobią wszystko... Nie potrafią debatować, więc zmieniają dane – tak Jack Welch, były prezes General Electric, komentował na Twitterze wrześniowe statystyki z amerykańskiego rynku pracy. Pokazały one, że stopa bezrobocia w największej gospodarce świata spadła o 0,3 pkt proc., do najniższego od stycznia 2009 r. poziomu 7,8 proc. W sierpniu zmniejszyła się o 0,2 pkt proc., łącznie więc w ciągu dwóch miesięcy spadła o tyle, ile w ciągu poprzednich 10.
Na miesiąc przed wyborami prezydenckimi w USA wydaje się to zwiększać szansę na reelekcję Baracka Obamy. Stąd podejrzenie Welcha, że dane Biura ds. Statystyki Pracy (BLS) zostały poddane obróbce przez „gości z Chicago", gdzie przed przeprowadzką do Białego Domu mieszkał Obama. Były szef GE, a dziś autorytet w dziedzinie zarządzania, kilka dni później przyznał wprawdzie, że powinien był dodać w swoim komentarzu kilka znaków zapytania, ale zdania nie zmienił. Na łamach „WSJ" powtórzył, że najnowsze odczyty są całkowicie niewiarygodne.
Zepsute kompasy
Powszechnie wiadomo, że wiele danych makroekonomicznych na świecie jest fałszowanych. Oficjalne statystyki chińskie uchodzą za tak niewiarygodne, że wielu ekonomistów woli oceniać koniunkturę Państwa Środka np. na podstawie zużycia energii. Danym argentyńskim przygląda się MFW, a tygodnik „Economist" w lutym br. wykluczył kraj ze swojego aneksu statystycznego. Chodzi przede wszystkim o wskaźniki inflacji, którymi manipulować wyjątkowo łatwo. Podczas gdy urząd statystyczny INDEC twierdzi, że w ciągu czterech lat od początku 2007 r. ceny konsumpcyjne w Argentynie wzrosły o 44 proc., według nieoficjalnych danych co najmniej się podwoiły, a nawet potroiły. Skąd ta różnica? INDEC ze służącego do obliczania inflacji koszyka dóbr, który ma odzwierciedlać strukturę wydatków Argentyńczyków, wyklucza najszybciej drożejące towary. Jak tłumaczy, konsumenci z nich rezygnują. Urząd nie uwzględnia też w koszyku inflacyjnym szybko drożejących usług, klasyfikując je jako „płace", a nie „ceny".
Zarówno Chiny, jak i Argentyna, to jednak kraje rozwijające się. Dane państw dojrzałych uchodzą za wiarygodne, a Grecja, zaniżająca przed kryzysem deficyty budżetowe, wydawała się wyjątkiem potwierdzającym tę regułę. Czy jest więc możliwe, że w BLS faktycznie znaleźli się manipulanci? Zarzutów Welcha poważnie nie potraktował niemal nikt, z wyjątkiem zapiekłych wrogów Obamy w rodzaju Donalda Trumpa, nieruchomościowego potentata i gospodarza popularnego talk show, oraz kilku republikańskich polityków. – Te zarzuty są komiczne – podsumował Barry Ritholtz, prezes firmy inwestycyjnej Fusion IQ i znany bloger. Taka opinia przeważa wśród ekonomistów i inwestorów.