Przez wiele lat indeks największych polskich spółek wiernie naśladował ruchy nowojorskiego S&P 500. Jednak od kilku lat podobieństwo zachowania się obu indeksów jest wyraźnie mniejsze. WIG20 od dna bessy z 2009 r. nie odrobił nawet połowy strat względem szczytu hossy z 2007 r. Tymczasem S&P 500 wrócił na ścieżkę wzrostu i od historycznego maksimum sprzed pięciu lat dzieli go tylko teraz 155 pkt (a pod koniec września różnica wynosiła tylko 100 pkt – niespełna 7 proc.). W ostatnich pięciu latach równie mocno jak S&P 500 zyskiwały także Dow Jones i Nasdaq.
Jak zaznacza Łukasz Bugaj, analityk DM BOŚ, w ciągu kilku lat przed kryzysem nasza giełda rosła szybciej niż parkiety w USA. – Było to pokłosiem znacznych napływów kapitału na rynki wschodzące w ramach poszukiwania atrakcyjnych stóp zwrotu. Wtedy bezpieczeństwem lokat nikt specjalnie się nie przejmował. Liczyły się przede wszystkim wysokie zyski. Te największe były możliwe do osiągnięcia w krajach BRIC oraz innych państwach wschodzących, do których zalicza się Polska – mówi Bugaj.
WIG20 może zacząć odrabiać to, czego nie udało mu się odrobić po bessie z 2008 r. Na koniec tego roku indeks może sięgnąć około 2500 pkt | Sobiesław Kozłowski, ekspert ds. rynków akcji, DM Raiffeisen Bank
Korelacja między polskimi a amerykańskimi indeksami wciąż jest istotna, ale zwyżki na GPW nie są tak znaczne jak na rynku amerykańskim. Od dołka bessy w marcu 2009 r. do dzisiaj WIG20 poszedł w górę o około 75 proc., natomiast S&P 500 o około 105 proc. Również niemiecki DAX po krachu ruszył na północ szybciej niż polski indeks i zyskał nieco ponad 102 proc. – Wydaje się, że zwiększenie rozbieżności między indeksami polskimi a amerykańskimi i niemieckimi wynika stąd, że w okresie niepewności inwestorzy poszukiwali bezpiecznych przystani. Lokowali więc pieniądze nie tylko w obligacje emitowane przez rządy USA i Niemiec, ale też inwestowali na rynkach akcji tych krajów – wyjaśnia Sobiesław Kozłowski, ekspert ds. rynku akcji w DM Raiffeisen Banku. – Wpłynęło to na dużo lepsze zachowanie indeksów, takich jak S&P 500 czy DAX. Dane z realnej gospodarki miały nieco mniejsze znaczenie. Inwestorom bardziej chodziło o poszukiwanie bezpiecznej przystani, dlatego zyskiwały akcje oraz obligacje niemieckie i amerykańskie – dodaje Kozłowski.
Szanse na wzrosty polskich indeksów
Jednak nasza giełda jest silniejsza od takich parkietów jak włoski czy hiszpański. – Pewne zaburzenia w stopach zwrotu w ostatnich latach są efektem kryzysu europejskiego i przez to preferowania akcji na rynkach bazowych, czyli w USA oraz Niemczech. Te państwa uznawane są za najbezpieczniejsze, a peryferia, w tym niestety Polska, pozostają w niełasce – zaznacza Bugaj. Zdaniem Kozłowskiego obecnie może istnieć szansa na odwrócenie zjawiska rosnących indeksów w krajach rozwiniętych i drepczących w miejscu lub notujących niewielkie zwyżki giełd rynków wschodzących. – Odwrócenie tego procesu może się odbyć poprzez transfer przynajmniej części kapitału z akcji w państwach rozwiniętych na rynki krajów rozwijających się, takich jak Polska. Gdyby taki proces faktycznie się rozpoczął, to indeksy te zachowywałyby się gorzej niż WIG20 i wskaźniki innych rynków wschodzących – mówi Kozłowski.