Na początku wtorkowej sesji w Nowym Jorku akcje balansowały pomiędzy nieznacznymi spadkami i niewielkimi zwyżkami, a nastroje były mieszane. Choć indeks cen nieruchomości S&P/CaseShiller wzrósł w listopadzie o 5,5 proc., czyli najwięcej od sześciu lat, to wskaźnik nastrojów konsumenckich spadł do rozczarowujących 58,6 pkt. Mimo to S&P 500 nadal oscyluje w okolicach 1500 pkt, czyli najwyższego poziomu od grudnia 2007 r. W tym miesiącu zyskał już ponad 5 proc. i jest to dla niego najlepszy początek roku od 1987 r. Nieco ponad 4 proc. dzieli S&P 500 od pobicia rekordu osiągniętego w październiku 2007 r. W zeszłym tygodniu różnica ta wynosiła zaledwie 2 proc. Ustanowienie nowego rekordu może być więc tylko kwestią dni. Co dalej czeka amerykański rynek?
Niedźwiedzie śpią
Na razie sytuacja sprzyja zwyżkom. Sezon wyników okazał się jak dotąd lepszy od oczekiwań. W blisko 75 proc. przypadków dotychczas opublikowane wyniki spółek z indeksu S&P 500 przynosiły inwestorom pozytywne zaskoczenie. Do umiarkowanego optymizmu skłania większość danych gospodarczych z USA publikowanych w ostatnich tygodniach, a kryzys polityczno-fiskalny na jakiś czas zniknął z radarów inwestorów. Według danych firmy badawczej TrimTabs Investment Research, od początku stycznia na fali optymizmu napłynęło do amerykańskich funduszy inwestujących na nowojorskiej giełdzie ponad 25 mld USD, najwięcej od stycznia 2004 r.
– Gdy tylko zostanie przełamany poziom oporu na 1510 pkt, dramatycznie wzrośnie szansa pobicia historycznego rekordu przez S&P 500. To może prowadzić do hossy, w której ten indeks osiągnie w ciągu kilku lat 1800 pkt – twierdzi Walter Zimmermann, analityk z amerykańskiej firmy United-ICAP.