Zapowiadanego na wiosnę odbicia cen na warszawskiej giełdzie nie widać, a kolejne miesiące przynoszą nowe argumenty za kontynuacją przeceny. W efekcie krajowe indeksy osuwają się już czwarty miesiąc z rzędu. Trwająca od początku roku korekta skonsumowała już niemal całą część zysków wypracowanych na fali jesiennych zwyżek. W efekcie indeks dwudziestu największych spółek warszawskiej giełdy powiększył tegoroczną stratę do ponad 10?proc. cofając się w pobliże 2300 pkt. „Parkiet" zapytał analityków, jakie to może mieć konsekwencje dla naszego rynku akcji.
To wciąż tylko korekta
Analitycy niemal zgodnie przyznają, że utrzymujące się od początku 2013 roku spadki na warszawskiej giełdzie są jedynie korektą w trwającej hossie. – Aby mówić o definitywnym zakończeniu trendu wzrostowego, musielibyśmy spaść poniżej 2100 pkt. Na razie to, z czym mamy do czynienia, to korekta?zwyżek zapoczątkowanych w czerwcu 2012 roku – uważa Marcin Materna, szef działu analiz Millennium DM.
Podobnego zdania jest Arkadiusz Chojnacki, szef analityków w Ipopema Securities. – Wydaje nam się, że obecne spadki to jednak korekta ruchu wzrostowego. Patrzymy na to jednak w dłuższym kontekście, czyli od roku 2009, czyli momentu, kiedy ten ruch się rozpoczął. Innym pytaniem jest, czy mamy szansę na szybki powrót do poziomów z końca 2012 roku i tu raczej bylibyśmy pesymistami przynajmniej w horyzoncie dwóch-trzech miesięcy – wyjaśnia Chojnacki.
W ocenie Łukasza Bugaja, analityka DM BOŚ, rynek ma jeszcze sporo miejsca, by zacząć się konsolidować na obecnych poziomach lub nawet dalej lekko osuwać. – W przypadku WIG bufor do względnie bezpiecznego spadku jeszcze istnieje i wcale nie jest taki mały. Dopiero okolice 42 tys. pkt są bardzo silnym wsparciem, którego złamanie przekreśliłoby szansę na dalszy wzrost cen i zanegowałoby wcześniejsze wybicie z męczącej konsolidacji – mówi Bugaj.
Polskie akcje w niełasce
Mało optymistyczne prognozy analityków mają swoje uzasadnienie. Przewidują oni, że skala problemów, które ciążą naszym indeksom, nie daje nadziei na szybkie zakończenie korekty. Warto zauważyć, że od początku tego roku mamy w Warszawie do czynienia z nietypową sytuacją. Podczas gdy rodzime indeksy osuwały się, na największych światowych parkietach w najlepsze trwa hossa. Analitycy wyjaśniają, że słabość GPW na tle pozostałych rynków wynika z lokalnych problemów i słabnącego zainteresowania inwestorów rynkami wschodzącymi. – Wydaje się, że przyczyn jest wiele, ale tą najważniejszą może być obserwowana od niemalże początku roku słabość rynków rozwijających się na tle tych rozwiniętych. Słaba kondycja jest bowiem udziałem nie tylko GPW, ale również parkietów w Budapeszcie czy Pradze, nie mówiąc już o takich tuzach, jak Brazylia, Chiny, Rosja itd. – uważa analityk DM BOŚ. Jak wskazuje Łukasz Rosiński, dyrektor zarządzający w Infinity 8, gracze nieufnie podchodzą do inwestowania na rynkach wschodzących, zwłaszcza w Europie. – Inwestorzy zauważają strukturalne problemy (zadłużenie, demografia, słabe perspektywy wzrostu) i brak działań, które w krótkim okresie mogłyby poprawić sytuację na naszym kontynencie. Stąd wolą lokować środki w stosunkowo bezpiecznych regionach, jak USA, Turcja czy ostatnio Japonia – tłumaczy Rosiński.