Wątpliwe korzyści z podatku od transakcji, straty pewne

Dodatkowa danina, która miałaby być płacona przez uczestników rynku kapitałowego, nie jest niczym nowym w świecie finansów. Problem w tym, że doświadczenia innych krajów w tym zakresie są bolesne.

Publikacja: 29.10.2015 13:00

Wątpliwe korzyści z podatku od transakcji, straty pewne

Foto: Fotorzepa, Marta Bogacz Marta Bogacz

Powoli wszystko staje się jasne. Wiemy już, że wybory parlamentarne w Polsce wygrało Prawo i Sprawiedliwość. Partia uzyskała wynik, który pozwala rządzić jej samodzielnie. Tym samym droga do zmian legislacyjnych stoi przed PiS otworem. Co do tego mają giełda i rynek kapitałowy? Oj dużo. Jedną z opcji rozważanych przez zwycięską partię jest bowiem wprowadzenie podatku od transakcji. W przypadku rynku akcji miałby on wynosić 0,14 proc. Jeśli chodzi o instrumenty pochodne mowa jest o stawce w wysokości 0,07 proc. (liczona od wartości kontraktu, a nie od wpłacanego depozytu).

Szwedzka trauma

Podatek od transakcji w świecie finansów nie jest niczym nowym. Rozwiązanie to w swojej historii przerabiało bądź też przerabia już kilka rynków. Nie tak dawno zresztą temat ten rozpalał emocje w całej Unii Europejskiej. We wrześniu 2011 r. oficjalną propozycję wprowadzenia daniny od transakcji finansowych w całej UE zaproponowała Komisja Europejska. Stawka dla akcji i obligacji miała wynosić 0,1 proc., od obrotu instrumentami pochodnymi zaś 0,01 proc. Plan był ambitny: podatek miał zacząć obowiązywać w 27 krajach Unii już od 2014 r. Rzeczywistość jednak brutalnie zweryfikowała te plany. Co prawda jeszcze niedawno padały pomysły, aby podatek wprowadzić z początkiem 2016 r., jednak już teraz śmiało można powiedzieć, że postulatu tego nie uda się wprowadzić w życie. Niektórzy twierdzą, że teraz najbardziej realną datą wprowadzenia daniny jest nawet... 2020 r.

Wątpliwości odnośnie do korzyści z ewentualnego wprowadzenia daniny sprawiły, że zdecydowana większość krajów wstrzymuje się z podjęciem wiążących decyzji, zdając sobie sprawę, że wyjście przed szereg może grozić marginalizacją lokalnego rynku. Sama Komisja Europejska podkreślała zresztą, że po wprowadzeniu podatku w wysokości 0,1 proc. na rynku trzeba się liczyć ze spadkiem obrotów o około 15 proc. W przypadku rynków derywatów ubytek inwestorów miałby być jeszcze bardziej dotkliwy. KE prognozuje, że tutaj spadek może wynosić nawet 90 proc.

– Stawki proponowane przez PiS są zdecydowanie większe, zarówno na rynku akcji, jak i pochodnych. W związku z tym spadek obrotów w Warszawie będzie jeszcze bardziej zauważalny. Szczególnie, że pomysł podatku od transakcji ma sens, tylko jeśli jest wprowadzany na wszystkich rynkach – mówi jeden z szefów domu maklerskiego.

O tym, jak bolesne potrafi być wychodzenie przed szereg, przekonała się latach 1984–1991 Szwecja, która zdecydowała się na wprowadzenie podatku. Początkowo stawka dla rynku akcji i kontraktów wynosiła 0,5 proc. Obrót opcjami opodatkowano na 1 proc. (podatek nie dotyczył zagranicznych brokerów). W 1986 r. podatek został podwojony, co pogrążyło rynek szwedzki w marazmie. – Skutkiem wprowadzenia podatku było przeniesienie handlu szwedzkimi instrumentami finansowymi na zagraniczne giełdy. W 1991 r. aż 48 proc. obrotów akcjami największych szwedzkich spółek było generowanych na giełdach w Londynie i Nowym Jorku. Najbardziej poszkodowanymi uczestnikami rynku byli inwestorzy indywidualni, którzy nie mieli dostępu do zagranicznych brokerów, oraz krajowi brokerzy – zauważył Tomasz Bardziłowski, wiceprezes Vestor DM i ekspert FOR w materiale dotyczącym podatku od transakcji. W latach 1989–1991 Szwecja dodatkowo opodatkowała obrót obligacjami i bonami skarbowymi oraz pochodnymi na te instrumenty. Efekt? Obroty papierami dłużnymi spadły o 85 proc., a pochodnymi na nie i bony skarbowe aż o 98 proc. Przy wątpliwych korzyściach podatkowych (przychody z dodatkowej daniny stanowiły tylko niewielki procent zakładanych wpływów) Szwecja zrezygnowała w końcu z podatku.

Liczne modyfikacje

Dziś ten kraj jest w gronie tych, które głośno sprzeciwiają się wprowadzeniu podatku od transakcji w Unii Europejskiej. Nie oznacza to jednak, że danina ta całkowicie została odrzucona przez państwa członkowskie. W 2012 r. na jej wprowadzenie zdecydowała się Francja. Podatek, jaki płacą inwestorzy na tamtejszym rynku, istotnie różni się do oryginalnej wersji unijnej daniny. Przede wszystkim stawka wynosi tam 0,2 proc. od kupna akcji. Dotyczy to jednak tylko spółek o kapitalizacji powyżej 1 mld euro, a jakby tego było mało, z dodatkowej opłaty zwolnione są transakcje daytradingowe. W praktyce oznacza to, że kosztów nie ponoszą animatorzy rynku i dostawcy płynności. Nawet jednak te odstępstwa odcisnęły piętno na rynku. Z raportu firmy PwC z 2013 r. wynika, że spadek wolumenu obrotów akcjami z indeksu Euronext 100, które były objęte podatkiem, wyniósł około 20 proc. W przypadku pozostałych firm z tego wskaźnika spadek wyniósł około 10 proc.

Doświadczenie z podatkiem od transakcji, tyle że w okrojonej wersji, mają też Włosi. Na tamtejszym rynku opodatkowane zostały transakcje spółek tylko zarejestrowanych we Włoszech, o kapitalizacji powyżej 500 mln euro. Podatek wynosi jednak zaledwie 0,02 proc. Swoją wersję podatku, w postaci opłaty skarbowej, mają także Brytyjczycy. Stawka wynosi 0,5 proc. od wartości kupna akcji lub opcji. Podatek nie dotyczy natomiast rynku obligacji i kontraktów terminowych. Jakby tego było mało, na rynku tym obowiązują liczne zwolnienia z podatku (np. nie są nim objęte rynki akcji krajów rozwijających się). W efekcie dodatkową opłatą objęte jest jedynie 19 proc. obrotu akcjami.

Polska historia

– Brak decyzji na szczeblu europejskim odnośnie do wprowadzenia podatku oraz doświadczenie innych krajów w tym temacie powinny skutecznie zniechęcić PiS przed wprowadzenie dodatkowej opłaty w Polsce. Nie bądźmy królikiem doświadczalnym dla Unii Europejskiej. Niewiele można zyskać, a naprawdę dużo stracić – mówi jeden z przedstawicieli rynku kapitałowego.

Eksperci już teraz alarmują, że ewentualne wpływy do budżetu z podatku od transakcji będą zdecydowanie niższe niż te prognozowane przez PiS (około 1,7 mld zł). Co ciekawe, Polska w tym zakresie może „pochwalić się" własnymi doświadczeniami. W 1995 r. wprowadzony został podatek od wartości zawieranych transakcji w wysokości 0,2 proc. Efektem tego był mocny spadek indeksów i obrotów na warszawskim parkiecie. Tylko w styczniu 1995 r. WIG stracił 18 proc. Z kolei w marcu obroty na sesję wynosiły zaledwie 20 mln zł. W obliczu wątpliwych korzyści dla budżetu (w styczniu przychody z podatku wyniosły zaledwie 900 tys. zł wobec 40 mln zł zaplanowanych na cały rok) w kwietniu podatek został zlikwidowany. Na reakcję rynku nie trzeba było długo czekać. W ciągu czterech tygodni WIG zyskał 50 proc. Wyraźnie wzrosły także obroty. Już w kwietniu średni obrót na sesję wynosił 95 mln zł.

[email protected]

Opinie

Wiesław Rozłucki, prezes Rady Giełdy

Moje wspomnienia z wprowadzenia podatku transakcyjnego w 1995 r. są wyłącznie negatywne. Rynek giełdowy był wtedy w powijakach i była duża niepewność odnośnie do przyszłości. Padały argumenty, że wprowadzenie podatku zabije giełdę. I rzeczywiście w pierwszych miesiącach 1995 r. byliśmy świadkami wyraźnego spadku obrotów oraz indeksów GPW. Na szczęście szybko jednak z podatku się wycofano. Dziś jesteśmy w podobnym punkcie. Co prawda rynek jest o wiele bardziej rozwinięty, jednak znów dominuje duża niepewność. O ile wprowadzenie podatku było trafieniem kulą w płot, o tyle teraz może być strzałem w stopę. Uważam, że ten, kto wprowadzi podatek, będzie tą osobą, która w opinii społecznej wbije gwóźdź do trumny rynku. Przychody z jego tytułu będą minimalne, a konsekwencje opłakane: odpływ kapitału z Polski, drastyczny spadek obrotów na rynku akcji oraz całkowite dobicie rynku instrumentów pochodnych. Oznacza to przeniesienie znacznej części obrotu polskimi akcjami za granicę i marginalizację GPW. Uważam, że takiego zagrożenia dla rynku nie było w całej jego historii. PRT

Sony Kapoor, dyrektor think tanku Re-Define, Londyn

W 1984 r. rząd Szwecji wprowadził 0,5-proc. podatek od sprzedaży i kupna akcji. Obowiązywał on jedynie w przypadku korzystania z usług szwedzkich domów maklerskich. W 1989 r. wprowadzono dodatkowy podatek od transakcji na rynku obligacji i powiązanych z nimi derywatów. W wyniku tego spora część obrotów szwedzkimi akcjami oraz obligacjami przeniosła się za granicę. Obroty na rynku obligacji szybko spadły o 85 proc. W 1991 r. rząd zniósł podatki od transakcji, a rynki szybko wróciły do stanu sprzed wprowadzenia tych podatków. O ile Szwecja przeprowadziła nieudany eksperyment z krajowym podatkiem od międzynarodowego kapitału, o tyle Wielka Brytania zastosowała na międzynarodową skalę podatek od transakcji akcjami firm zarejestrowanych w kraju. Od 1963 r. obowiązuje tam opłata skarbowa, która obciąża kupującego akcje niezależnie od tego, czy do transakcji doszło w kraju czy za granicą. Od 1986 r. wynosi ona 0,5 proc. i przynosi budżetowi kilka miliardów funtów rocznie. Nie obejmuje ona jednak rynku derywatów.

Sony Kapoor, dyrektor think tanku Re-Define, Londyn

W 1984 r. rząd Szwecji wprowadził 0,5-proc. podatek od sprzedaży i kupna akcji. Obowiązywał on jedynie w przypadku korzystania z usług szwedzkich domów maklerskich. W 1989 r. wprowadzono dodatkowy podatek od transakcji na rynku obligacji i powiązanych z nimi derywatów. W wyniku tego spora część obrotów szwedzkimi akcjami oraz obligacjami przeniosła się za granicę. Obroty na rynku obligacji szybko spadły o 85 proc. W 1991 r. rząd zniósł podatki od transakcji, a rynki szybko wróciły do stanu sprzed wprowadzenia tych podatków. O ile Szwecja przeprowadziła nieudany eksperyment z krajowym podatkiem od międzynarodowego kapitału, o tyle Wielka Brytania zastosowała na międzynarodową skalę podatek od transakcji akcjami firm zarejestrowanych w kraju. Od 1963 r. obowiązuje tam opłata skarbowa, która obciąża kupującego akcje niezależnie od tego, czy do transakcji doszło w kraju czy za granicą. Od 1986 r. wynosi ona 0,5 proc. i przynosi budżetowi kilka miliardów funtów rocznie. Nie obejmuje ona jednak rynku derywatów.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?