Indeks spółek energetycznych, który tylko w ciągu ostatniego miesiąca zanurkował o ok. 10 proc., dołowały głównie państwowe koncerny. Sytuację ratował kontrolowany przez rząd w Pradze CEZ. – Energetyka straciła więcej niż indeks największych spółek na GPW. WIG20 w miesiąc poszedł w dół o 7 proc., a od początku roku tylko o 4 proc., co jest związane z dobrym zachowaniem kursów banków i rafinerii – zauważa Robert Maj, analityk Ipopemy Securities.
W jego ocenie część inwestorów zagranicznych mogła się pozbywać akcji PGE, Tauronu, Enei czy Energi, zastępując je w portfelu papierami Orlenu i Lotosu, w reakcji na informacje o intencji kupna pakietu kontrolnego rafinerii gdańskiej przez PKN. Sektorowi nie pomagał też słabnący sentyment do rynków wschodzących. Walorom polskich firm mogło zaszkodzić umocnienie waluty rosyjskiej, które odwróciło zainteresowanie od naszego kraju.
Fundamenty nie pomagają
Topniejąca wycena giełdowa czterech państwowych koncernów – zdaniem części rynku – ma swoje fundamentalne uzasadnienie. Nastawienie do sektora psuje bowiem rosnąca jak na drożdżach cena uprawnień do emisji CO2. Od początku roku poszły one w górę prawie o 23 proc. i skutkowały 11-proc. zwyżkami cen energii na rynku spot w ciągu dwóch miesięcy tego roku. – W przypadku polskich spółek jest pewne ryzyko ich większej ekspozycji na rosnące ceny uprawnień do emisji niż w przypadku CEZ. Bo w odróżnieniu od czeskiej spółki nasze koncerny nie kupują ich na zapas – tak jak dzieje się w przypadku energii, której większość wolumenów sprzedają z wyprzedzeniem– tłumaczy Maj.
Ocenia jednak, że rozwierające się teraz nożyce (między rosnącymi kosztami energetyki a ceną energii) powinny się schodzić do końca tego roku, zarówno pod wpływem zahamowania wzrostu na rynku CO2, jak i mniejszej dynamiki zwyżek cen węgla. Maj przewiduje kilkuprocentowe podwyżki w kolejnym roku.
– Na słabe postrzeganie sektora energetyki wpływają duże inwestycje prowadzone przez spółki, co przekłada się na brak dywidend lub niewielkie wypłaty dla akcjonariuszy – ocenia Sobiesław Kozłowski z DM DM Raiffeisen Banku. Jego zdaniem w wycenach inwestorzy uwzględnili już opóźnienia dużych energetycznych projektów, co może się wiązać ze wzrostem wydatków. Rzeczywiście, poślizg zaliczają wszystkie węglowe bloki.