Cena gazu ziemnego na TGE w transakcjach spotowych osiągnęła kolejny historyczny poziom, tym razem 484,1 zł za MWh (megawatogodzina). Jeszcze tydzień temu płacono 395,51 zł, miesiąc temu 240,33 zł, a rok temu zaledwie 55,52 zł. Ceny błękitnego paliwa szaleją na całym świecie. Na giełdach Europy Zachodniej wahają się teraz w przedziale 110–116 euro.
Powody permanentnie drożejącego gazu od miesięcy są te same. W Europie po stronie podaży są to przede wszystkim działania Gazpromu, który realizując mniejsze dostawy błękitnego paliwa niż posiadane możliwości, stara się zmusić UE do jak najszybszego wyrażenia zgody na uruchomienie gazociągu Nord Stream 2. Z kolei rosnący popyt wynika m.in. z konieczności napełnienia magazynów przed zbliżającą się zimą i stale rosnącego zapotrzebowania na gaz zgłaszanego przez energetykę.
Poszukiwania alternatyw
– Jakie będą najbliższe miesiące dla odbiorców gazu w Polsce, w tym ile będą płacić za surowiec, zależy dziś przede wszystkim od przebiegu tegorocznej zimy. Jeśli okaże się łagodna, to jest szansa na względną stabilizację zarówno sytuacji podażowo-popytowej, jak i cenowej – mówi prof. Robert Zajdler, ekspert ds. energetycznych Instytutu Sobieskiego. Jego zdaniem pewne ruchy ułatwiające życie odbiorcom może też wykonać rząd, zwłaszcza poprzez obniżkę różnych podatków i opłat. – Nie zmienia to faktu, że część firm będzie musiała zrezygnować z zakupu gazu i przestawić się na inne paliwa, gdyż błękitne paliwo nadal będzie bardzo drogie. Już teraz część firm szuka alternatyw dla gazu – twierdzi Zajdler.
Gdyby tego było mało, mocno drożeje węgiel. – W mojej ocenie obecne rekordowe notowania gazu i węgla nie utrzymają się w kolejnych miesiącach. Ich zniżka jest nieunikniona, gdyż tak ekstremalnych cen już nie akceptuje wiele firm i szuka alternatywnych nośników energii lub wprost ogranicza swoją produkcję, co przyczynia się do spadku popytu na oba surowce – mówi Michał Kozak, analityk Trigon DM. Zauważa, że tak czynią m.in. koncerny rafineryjno-petrochemiczne, które w procesach produkcyjnych, zamiast stosować błękitne paliwo, przerzucają się na znacznie tańszy olej opałowy. Nie wszystkie firmy mają jednak takie możliwości. – Przemysł nawozowo-chemiczny musi ograniczać produkcję albo próbować przerzucać koszty surowców na swoich klientów. Ta druga opcja jest jednak dość trudna do realizacji, dlatego część firm już ograniczyła produkcję – zauważa Kozak. Nie uczynniła tego jeszcze Grupa Azoty, ale być może to tylko kwestia czasu.