W ostatnich dniach jednym z najważniejszych wydarzeń była publikacja danych o inflacji w Stanach Zjednoczonych. Dynamika wzrostu cen przyspieszyła do 7 proc., osiągając poziom najwyższy od prawie 40 lat. Nie zrobiło to jednak większego wrażenia na rynkach finansowych.
Zaostrzanie polityki na razie nie straszy
Na giełdach nastroje nawet dość wyraźnie się poprawiły, a dolar zaczął zdecydowanie tracić na wartości. Wyhamowała nawet wzrostowa tendencja rentowności amerykańskich obligacji skarbowych. To tym bardziej zaskakujące, jeśli wziąć pod uwagę coraz bardziej jastrzębie nastawienie Rezerwy Federalnej. Obecnie powszechne jest przekonanie, że skup aktywów zakończy się w marcu, a wkrótce po tym należy się spodziewać pierwszej podwyżki stóp procentowych. Nawet jeśli założyć, że jest to częściowo uwzględnione w wycenach aktywów, to jednak sygnały wskazujące, że należy się spodziewać czterech, a nie trzech, podwyżek w tym roku, a Fed może niebawem zacząć ograniczać swój bilans, nie powinny pozostać bez reakcji. Być może nastąpi ona w niedługim czasie. Dobra kondycja amerykańskiej gospodarki i poprawiająca się sytuacja na rynku pracy dają Rezerwie Federalnej zielone światło do przyspieszenia procesu monetarnego zacieśniania. W tych okolicznościach na dalszy plan schodzi rozpędzająca się coraz mocniej kolejna fala pandemii. Ale przecież setki tysięcy zakażonych dziennie w wielu krajach muszą negatywnie wpływać na kondycję gospodarek, nawet jeśli nie towarzyszą temu administracyjne ograniczenia aktywności społecznej. Jednocześnie trudno się spodziewać kolejnych rządowych programów wsparcia dla konsumentów i firm.
W pierwszej połowie minionego tygodnia główne indeksy na Wall Street szły w górę, próbując zakończyć od początku stycznia spadkową korektę. Jednak czwartkowa sesja w przypadku Dow Jones i S&P 500 zniwelowała wysiłki byków i tydzień w obu przypadkach kończył się symbolicznymi spadkami. Nieco mocniej na jastrzębie tony zareagował sektor spółek technologicznych, zniżkując o prawie 1 proc., ale czwartkowy, przekraczający 2,5 proc., spadek Nasdaq Composite wprowadził na rynek sporo niepokoju. Rentowność amerykańskich dziesięciolatek po niedawnym „dotknięciu" 1,8 proc. lekko się cofnęła. Dollar Index do czwartku zniżkował o 1 proc., a tendencja spadkowa w jego przypadku utrzymuje się już czwarty tydzień z rzędu.
Optymizmu nie widać było także na głównych parkietach naszego kontynentu. Jedynie DAX w trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia zyskiwał 0,2 proc. W Paryżu indeks zniżkował o 0,5 proc., a londyński FTSE 250 tracił aż 1,5 proc. Z deprecjacji dolara zdecydowanie korzystały rynki wschodzące. MSCI Emerging Markets rósł do czwartku o 2,5 proc., ale końcówka tygodnia i w tym przypadku przyniosła wyraźną korektę zwyżki.
Byki dominują na Książęcej
Trwa znakomita passa na warszawskim parkiecie. Wzrostowa fala trwa już czwarty tydzień z rzędu i przybiera na sile, szczególnie w segmencie największych firm. Do czwartku WIG20 zwyżkował o ponad 4 proc., brylując wśród światowych indeksów i dystansując wskaźniki zarówno giełd rozwiniętych, jak i emerging markets. Działo się to przy zdecydowanie zwiększonej aktywności handlu, głównie w przypadku blue chips, co świadczy o wzmożonym zainteresowaniu naszym rynkiem ze strony kapitału zagranicznego. Potwierdzeniem tej tezy może być obserwacja przebiegu środowej sesji, w trakcie której akcje największych firm zwyżkowały nawet po 7–8 proc., a zwyżki po 4–5 proc. można było uznać za umiarkowane.