Recesja bardzo prawdopodobna, ale to niekoniecznie bessa

Prawdopodobieństwo recesji w modelu nowojorskiego Fedu jest najwyższe od 2007 roku, a historycznie taki jego poziom zapowiadał niemal zawsze recesję w ciągu 6–23 miesięcy (średnio 13). Tyle tylko, że w tym samym czasie scenariusze dla Wall Street były zupełnie rozbieżne – raz nadchodziła bessa (jak w ostatnich dwóch przypadkach), innym razem stopy zwrotu były... sporo na plusie.

Publikacja: 16.06.2019 16:00

Recesja bardzo prawdopodobna, ale to niekoniecznie bessa

Foto: Bloomberg

Model New York Fed w detalach

Przed tygodniem opisywaliśmy obszernie rozterki związane z konfrontacją dwóch cykli giełdowo-gospodarczych. Jednym z kluczowych elementów tamtej analizy był model nowojorskiego oddziału Fedu pokazujący prawdopodobieństwo nadejścia recesji. Temat wydaje się godny kontynuacji – weźmy ten model dokładniej pod lupę.

Przypomnijmy: według najnowszego odczytu za maj prawdopodobieństwo recesji podskoczyło do prawie 30 proc., co jest poziomem najwyższym od 2007 roku. Jest to prosta konsekwencja odwrócenia się krzywej rentowności obligacji (model bazuje właśnie na tej krzywej – szczegóły w ramce). Weźmy pod lupę dane historyczne, które w przypadku tego modelu sięgają aż roku 1959 (to 60 lat danych do analizy!). Od razu nasuwa się pierwsze pytanie: czy dojście prawdopodobieństwa recesji do pułapu takiego jak obecnie (w maju) oznaczało, że owa recesja faktycznie nadchodziła? Odpowiedź: zazwyczaj tak. W niemal wszystkich przypadkach (poza pierwszym – z roku 1966) recesja w amerykańskiej gospodarce (wg definicji instytutu NBER) pojawiała się w ciągu 6–23 miesięcy (średnio 13) po niemal 30-proc. odczycie.

Rys. Ryzyko recesji na horyzoncie najwyższe od 2007 roku

Rys. Ryzyko recesji na horyzoncie najwyższe od 2007 roku

GG Parkiet

Ale czy recesja to to samo co bessa na giełdach? Dwa ostatnie przypadki, mocno wpisane w zbiorową świadomość, sugerują, że tak. Najbardziej do takiej diagnozy pasuje epizod z lat 2000–2001. Omawiany sygnał (wzrost prawdopodobieństwa recesji do prawie 30 proc.) pojawił się wtedy w lipcu 2000 roku. Dyskontująca przyszłą recesję bessa na giełdach już nawet trwała, a potem miał nadejść ciąg dalszy. Od tego momentu indeks S&P 500 miał spaść jeszcze o 15,3 proc. w ciągu kolejnych 12 miesięcy i o 36,3 proc. w ciągu 24 miesięcy.

Czy dwa przypadki to norma?

Nieco bardziej zawiły był rozwój wydarzeń w najświeższym przypadku. Po pojawieniu się sygnału w lutym 2006 hossa na giełdach nie umarła od razu, wręcz przeciwnie – wchodziła w kolejną kilkunastomiesięczną fazę. Ale już w horyzoncie 36 miesięcy zmiana S&P 500 miała się okazać mocno ujemna (-42,6 proc.).

Te dwa przypadki są mocno wbudowane w świadomość inwestorów i trudno je bagatelizować. Ale czy stanowią normę? Aby to stwierdzić, wzięliśmy pod lupę wszystkie epizody, w których prawdopodobieństwo recesji doszło do obecnego pułapu. Było ich łącznie osiem (szczegóły w tabeli).

Paradoksalnie okazuje się, że norma wcale nie jest taka negatywna. O ile jeszcze w horyzoncie 12-miesięcznym średnia zmiana S&P 500 była lekko ujemna (-2,6 proc.), o tyle już w każdym z dłuższych okresów... lekko dodatnia. To efekt tego, że niektóre z analizowanych przypadków nie przyniosły bessy, nawet gdyby model New York Fed spełnił swoje zadanie, jeśli chodzi o przewidzenie recesji (gdyby już wtedy istniał...). Takie epizody jak te z lat 1978, 1980 czy 1989 nie przyniosły wcale spektakularnego armagedonu rynkowego, co pokazuje, że: (a) recesja recesji nierówna (płytka versus głęboka, połączona np. z kryzysem finansowym), (b) reakcje rynkowe na recesję mogą być bardzo zróżnicowane.

Szczególnie zaskakujące są wyniki naszych obliczeń, jeśli spojrzymy na wiersz pokazujący odsetek przypadków, w których zmiana S&P 500 była dodatnia w poszczególnych horyzontach czasowych. O ile w horyzoncie 12-miesięcznym faktycznie większość (62 proc.) przypadków przyniosła spadek indeksu, o tyle już w każdym kolejnym okresie dokładnie połowa epizodów była na minusie, a druga na plusie. Innymi słowy, jeśli ktoś historycznie traktowałby omawiany sygnał (prawdopodobieństwo recesji powyżej 29 proc.) jako podstawę do podjęcia decyzji inwestycyjnej, to przypominałoby to... rzut kostką.

Pewna możliwość

Parkiet

No dobrze, ale przecież w niektórych przypadkach (a właściwie to tylko w ostatnich dwóch) pojawiały się drastyczne straty. W tym sensie sygnał możliwej recesji w horyzoncie najbliższych kilkunastu miesięcy traktować można z inwestycyjnego punktu widzenia nie tyle jako gwarancję strat z akcji (statystyki temu zupełnie przeczą – szanse są porównywalne z wynikiem rzutu kostką), ile jako pewną możliwość.

Taka konkluzja zapewne może rozczarować inwestorów, którzy oczekują odpowiedzi jednoznacznych, zerojedynkowych, ale wydaje się, że na sprawę należy patrzeć tak, jak patrzy się na instrumenty opcyjne. W praktyce oznaczać to może mniejsze zaangażowanie w akcjach w oczekiwaniu na ewentualną realizację „opcji" (możliwości) kupna po znacznie niższych cenach lub też hedging (zabezpieczenie) pozycji w akcjach.

KONKLUZJE:

- Najwyższy od 2007 roku, prawie 30-proc., poziom prawdopodobieństwa recesji w modelu New York Fed to wg historii niemal gwarancja nadejścia owej recesji w USA.

- Termin rozpoczęcia owej recesji jest niepewny – historycznie wynosił od zaledwie 6 do aż 23 miesięcy (średnio 13).

- Bardzo wysokie ryzyko recesji nie jest jednak tożsame z gwarancją nadejścia bessy takiej jak w 2008 roku – scenariusze rynkowe były czasem zupełnie rozbieżne.

- Próba przewidzenia na podstawie wspomnianego modelu, jakie będą stopy zwrotu z akcji w USA w horyzoncie od dwóch do pięciu lat, przypomina wynik rzutu kostką.

- O ewentualnej bessie myśleć można w kategoriach opcji zakupu akcji po znacznie niższych cenach, która to opcja może, ale nie musi, się zrealizować.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty