Pierwotne instynkty są zmorą inwestora

Piotr Zielonka, profesor w Zakładzie Ekonofizyki SGGW, autor książki „Giełda i psychologia”

Aktualizacja: 11.02.2017 12:38 Publikacja: 17.09.2013 16:00

Pierwotne instynkty są zmorą inwestora

Foto: Bloomberg

Legendarny inwestor, Benjamin Graham, napisał kiedyś, że największym wrogiem inwestora jest prawdopodobnie on sam. Czy to dlatego na foreksie traci aż 81 proc. graczy?

Na rynku forex (FX) czyhają na nas dwa rodzaje niebezpieczeństw. Pierwsze to te, które wynikają z jego zasad funkcjonowania. Mam na myśli dźwignię finansową, dzięki której można się bardzo szybko wzbogacić i równie szybko zostać bankrutem, oraz fakt, że w krótkim horyzoncie czasowym zachowanie kursów instrumentów bazowych przypomina błądzenie przypadkowe. Drugi rodzaj niebezpieczeństw ma natomiast źródło w głowie inwestora. To liczne pułapki psychologiczne. Co ciekawe, zupełnie podstawowym efektem behawioralnym, któremu podlegają gracze jest efekt związany z niespodziewaną nagrodą. Nazywa się go warunkowaniem instrumentalnym albo bardziej szczegółowo - wzmocnieniem nieregularnym.

Na czym polega ten efekt?

Efekt ten odkryty został przez behawiorystę Burrhusa Skinnera podczas eksperymentu z gołębiami. Eksperyment wyglądał mniej więcej w taki sposób. Ptaki podzielono na trzy grupy. Jednym gołębiom sypano pokarm w regularnych odstępach czasu, więc spodziewały się, co nastąpi w przyszłości.  W drugiej grupie pokarm był podawany ptakowi za każdym razem, gdy ten stuknął dziobem w określone pole, a w trzeciej grupie gołąb musiał stukać w konkretne pole, ale pokarm dostawał nieregularnie. Po pewnym czasie Skinner przestał karmić ptaki. W pierwszej grupie gołębie były głodne i zaniepokojone, ale ich zachowanie nie wyróżniało się niczym szczególnym. W drugiej grupie każdy gołąb przez jakiś czas stukał jeszcze w określone pole czekając na ziarno, ale w końcu przestawał. W trzeciej grupie natomiast gołębie nie przestawały stukać dziobami. Ponieważ wcześniej nagroda, czyli jedzenie, pojawiała się w nieregularnych interwałach, gołąb nigdy nie wiedział ile razy trzeba stuknąć, żeby dostać nagrodę. Ostatecznie uznawał więc, że trzeba być cierpliwym i dalej stukać.

Na FX jest podobnie – jeśli od czasu do czasu, w sposób niespodziewany zostajemy nagradzani zyskiem, to możemy zachowywać się, jak gołębie z trzeciej grupy.

Czy wszyscy jesteśmy narażeni na tego typu pułapkę?

Efekt wzmocnienia nieregularnego jest bardzo silny i jak wiadomo dotyczy nie tylko ludzi. Jeśli jakieś zachowanie jest w sposób nieregularny nagradzane, to ono się silnie utrwala. Dlatego lubimy kasyna. Dla grającego w ruletkę fascynujące jest oczywiście nie to, że oczekiwana stopa zwrotu jest dla niego ujemna, ale to, że od czasu do czasu może wygrać. I to sprawia, że się przyzwyczaja, a niekiedy nawet uzależnia.

Czyli podlegając tym instynktom ktoś zaczyna grać na FX i tak naprawdę zdaje się na łaskę przypadku.

Niekoniecznie. Warunkowanie instrumentalne to na szczęście nie jedyna przyczyna naszych zachowań. Stanowi ono mechanizm przyzwyczajenia, na który nie mamy na większego wpływu. Odpowiada za to starsza ewolucyjnie część mózgu związana z odruchami automatycznymi. Trzeba bardzo mocno pracować  młodszą ewolucyjnie częścią mózgu odpowiedzialną za myślenie analityczne, żeby jakieś wyuczone, automatyczne zachowanie powstrzymać. Jeśli robi pan coś niepożądanego i od czas do czasu dostaje za to nagrodę, jest pan zgubiony. Musi pan mocno zaangażować siłę woli, żeby się od tego zachowania odzwyczaić albo lepiej - zastąpić je jakimś innym pożądanym przez siebie zachowaniem.

No dobrze, ale czy jeśli zdam sobie sprawę, że mam zakodowane gołębie instynkty, to przechodząc obok kasyna czy reklamy FX i zdając sobie sprawę co dzieje się z moją głową, mogę to przerwać?

Oczywiście. I może nawet warto przerwać. Ale tylko wtedy, gdy traktuje pan FX, jak ruletkę, czyli byt sam w sobie, na którego działanie nie ma pan większego wpływu, od którego dodatkowo można się uzależnić. Na szczęście FX to coś zupełnie innego niż ruletka. Przede wszystkim jest to gra o sumie zerowej dla gracza (nie licząc prowizji), a nie ujemnej, jak gry hazardowe. Po drugie, im lepiej pozna pan rynek FX, tym większe pan ma szansę, że stanie pan po stronie wygrywających. Tymczasem żadna wiedza nie pozwoli panu systematycznie wygrywać w ruletkę.

Myśli pan, że dostawcy usług foreksowych powinni informować graczy, że wchodząc na FX mogą ulegać pokusom, których nie kontrolują?

Takie ostrzeżenie wzmagałoby czujność graczy.

Czy to może sprawić, że część osób zrezygnuje z gry?

Tu nie chodzi o to, by rezygnowali, ale o to, by nie działali impulsywnie. Gracze są w stanie świadomie ograniczać ryzyko, a akurat na FX są do tego odpowiednie narzędzia. Chodzi też o to, by się uczyli. Jeśli zaczynamy grać bez elementarnej wiedzy, to tak jakbyśmy nigdy nie strzelali z łuku, wzięli udział w mistrzostwach dla profesjonalistów i czekali na zwycięstwo. Może od czasu do czasu uda się nam trafić w środek tarczy, ale szanse na to mamy mizerne. Pomimo dużej wagi czynników losowych, w przypadku osoby, która strzela do tarczy pół życia, szanse na wygraną są większe niż u amatora.

A co z graczami, którzy przychodzą na FX i mają świadomość ryzyka, znają mechanizmy jego ograniczania, wiedzą jak funkcjonują rynki? Duża ich część posiada skuteczne strategie, ale nie wszystkim udaje się z nich skorzystać.

Takie osoby podlegają oczywiście warunkowaniu instrumentalnemu i mogą ulegać przeróżnym pokusom, ale są bardziej odporni na takie bodźce. Oprócz warunkowania instrumentalnego u gracza pojawiają się inne skłonności psychologiczne. Inklinacje te człowieka pierwotnego ostrzegały przed niebezpieczeństwem, a współczesnemu inwestorowi przeszkadzają. Taką bardzo ważną skłonnością psychologiczną uczestnika FX w sferze motywacyjnej, czyli w sferze wyborów, jest efekt dyspozycji.

W jaki sposób przeszkadza on graczom?

Teoria, która opisuje ten efekt nazywa się teorią perspektywy i pokazuje silną asymetrię mentalną pomiędzy percepcją zysków i strat. Po stronie strat, mówiąc lakonicznie, ludzie są w stanie zaryzykować sporo  albo czekać bardzo długo, żeby wyjść na zero. Istnieje bowiem silna potrzeba, żeby nie zamykać pozycji na stracie. Strata, która nie jest jeszcze zaksięgowana, boli o wiele mniej niż strata faktyczna, czyli po zamknięciu pozycji.

Po stronie zysku jest z kolei odwrotnie – inwestor, który widzi, że zyskuje, ma silną pokusę, żeby zamykać pozycję jak najszybciej. Wiele badań psychologicznych pokazało, że gdyby gracze postępowali odwrotnie, czyli szybko redukowali straty i długo trzymali pozycje przynoszące zysk, statystycznie wychodziliby na tym lepiej, niż wtedy, gdy trzymani są w ryzach efektu dyspozycji. Niestety, podobnie jak na wzmocnienia nieregularne, na ten efekt także mamy niewielki wpływ. Musimy włączyć naszą wolę, żeby działać przeciwko tego typu skłonnościom.

Ale mamy szansę to zrobić?

Nie jest to łatwe, ale wykonalne. Gracze, którzy sprawdzają się na programach demo, bez angażowania prawdziwych środków, efektu dyspozycji niemal nie odczuwają. Są w stanie zamykać bardzo szybko stratne pozycje, a zyskom pozwalają rosnąć. To pokazuje wyraźnie, jak zgubne bywają emocje. W sytuacji, gdy strata nie jest rzeczywistym zagrożeniem, człowiek w dużej mierze hamuje emocje i zaczyna myśleć. Krew z tlenem i glukozą szybciej przepływa do kory przedczołowej, zamiast pozostawać w starszym ewolucyjnie obszarze limbicznym. Jeśli więc ograniczymy silne emocje i nastawimy się na myślenie analityczne, to możemy osiągać lepsze wyniki.

Czy na gruncie teorii perspektywy można też wyjaśnić zjawiska overtradingu?

Overtrading w psychologii ekonomicznej to tzw. break even effect, czyli potrzeba wyrównania strat. Część inwestorów wpada w tą pułapkę, wtedy, gdy nie patrzą do przodu, czyli na szanse osiągnięcia zysków, tylko patrzą wstecz – „straciłem, a więc muszę się odegrać". Jest to zachowanie typowe dla człowieka w kasynie. W tamtym miejscu akurat - najgorsze z możliwych.

Na szczęście większość osób dotyka nieco bezpieczniejszy efekt, tzw. snake bite effect, czyli efekt ukąszenia węża. Człowiek, który raz doznał porażki, już więcej nie wraca do gry. Jest to również niezupełnie racjonalne zachowanie, bo przecież nie jest ważne czy straciłem, czy zyskałem, ważne jakie mam szanse w przyszłości. Jeśli gra przynosi zysk w ośmiu na dziesięć losowań, to w dłuższym terminie będziemy wygrywać. Jedna porażka nie przekreśla sukcesu. A jeśli gra ma proporcje odwrotne, to wtedy niezależnie od tego co mnie spotkało w przeszłości – trzeba uciekać. Niestety ludzie nie patrzą na rozkład prawdopodobieństw i oczekiwaną stopę zwrotu, a jedynie na pojedyncze zdarzenia i na ich podstawie błędnie formułują wnioski.

A dlaczego po zajęciu pozycji na rynku za wszelką cenę szukamy potwierdzenia słuszności naszej decyzji?

Wpadamy wtedy w pułapkę potwierdzania, bardzo silny efekt poznawczy. Polega on na tym, że ludzie zamiast starać się zaprzeczać hipotezom, które mają w głowach, za wszelką cenę poszukują ich potwierdzenia. Jeśli mamy wrażenie, ze rynek będzie zwyżkowy, to najpierw powinniśmy próbować obalić taką hipotezę i dopiero jeśli to się nie uda, przyjąć, że może być słuszna. Tymczasem postępujemy odwrotnie - doszukujemy się przeróżnych sygnałów świadczących na korzyść postawionej wcześniej hipotezy.

Od czasu do czasu inwestorzy, analizując dane historyczne, optymalizują różnorakie narzędzia i pokazują, jak dużo hipotetycznie mogliby zarobić. Następnie próbują potwierdzić użyteczność tych narzędzi na rzeczywistym rynku, co jest dość niebezpieczne. Proces ten nazywa się myszkowaniem w danych (ang. data snooping). Tymczasem to co działało kiedyś, nie musi działać teraz. Ale inwestorzy niespecjalnie się tym przejmują, szukają w ten sposób oparcia, próbują w świecie przypadkowości znaleźć cokolwiek, co wydaje się rozsądne, czyli jakieś konkretne narzędzie, zamiast zdawania się wyłącznie na ślepy los.

Ale jednak część profesjonalnych graczy, działa właśnie w ten sposób. Żeby szacować ryzyka muszą opierać się na danych z przeszłości.

Oczywiście. I o ile nie pojawi się zdarzenie nietypowe, to taka strategia może przynosić korzyści. Niemniej nadmierna wiara w stacjonarność rynku nie jest zbyt roztropna.

Co zrobić, żeby być w tych 20 proc. wygrywających? Słynny eksperyment Żółwi z lat 80 – tych, pokazał, że skutecznego gracza można wyszkolić.

Jeśli jesteśmy w stanie znaleźć takie formacje (np. trendy) w zmianach cen, które nie są błądzeniem losowym, możemy zyskiwać. Na nasze szczęście rynek nie jest non-stop efektywny, więc takie anomalie – odstępstwa od losowości - się zdarzają.

Ale żeby odnaleźć rynkową anomalię, to trzeba wiedzieć jak to zrobić. Trzeba znać narzędzia analityczne, szacować ryzyka. To wymaga nauki, a ludzie nieszczególnie się do niej graną.

Niemal żaden z nas nie chce się ciągle uczyć trudnych rzeczy. Ludzie generalnie są niechętni dużym wysiłkom poznawczym. Wolimy (w większości) bawić się, niż pracować. A zgłębianie wiedzy, która jest nowością i do łatwej nie należy, wymaga dużych zasobów energetycznych i sporej siły woli. Dodatkowo bardzo łatwo na tego typu rynkach, jak giełda i FX, pomylić sukces, który został odniesiony przypadkowo, z sukcesem, który jest efektem ciężkiej pracy i dużych umiejętności. Człowiek, który niewiele wie o danym rynku, a już odniósł sukces, ma silne wrażenie, że odniósł go dzięki własnym unikatowym predyspozycjom, a nie dlatego, że po prostu miał szczęście. Wróćmy do przykładu ze strzelaniem do tarczy. To, że raz na jakiś czas trafimy do tarczy nie znaczy, że jesteśmy świetnymi łucznikami. Żeby trafiać w miarę regularnie potrzebne są lata treningu.

Po raz kolejny nasz mózg zawodzi.

Tak. Jest to kolejna głęboko zakorzeniona w mózgu ludzka cecha – nieumiejętność odróżnienia przypadkowych sukcesów i porażek od czegoś co jest wynikiem posiadanej wiedzy i umiejętności. Ta nieumiejętność realizuje się właśnie w takich sytuacjach jakie stwarzają rynki finansowe, bo tam niewiele trzeba umieć, żeby zacząć, ale bardzo dużo, żeby wygrywać. Niestety od czasu do czasu można wygrać nie wiedząc prawie nic, co powoduje, że ludzie stają się nadmiernie pewni siebie.

Nie chcemy się uczyć, a nasza głowa na każdym kroku płata nam figle. To sugeruje, że od FX należy trzymać się daleko.

Nie zgadzam się. Po pierwsze na tym rynku nikt nikogo nie oszukuje - zasady są klarowne i znane wszystkim. Mamy więc świadomość, że rzeczywistość FX ma w dużej mierze charakter losowy. Po drugie, jeśli więcej graczy pozna zasady działania FX, czyli własności instrumentów bazowych, narzędzi do ograniczania ryzyka, a także wzbogaci się o wiedzę psychologiczną, wtedy proporcja przegrywających do wygrywających może się korzystnie zmienić.

KNF proponuje, by bardziej szczegółowo badać inwestorów, którzy chcą wejść na FX. Czy można wyróżnić pewien typ osobowości, który się nadaje bardziej lub mniej do inwestowania?

Nie wiadomo, czy istnieje taki typ osobowości, który sprzyja wygranym na FX, ale wiadomo, że każdego człowieka charakteryzuje pewien stosunek do ryzyka. Jedni mają silną awersję do ryzyka, a inni silną skłonność do ryzyka w danej dziedzinie. Co ciekawe, nie jest tak, że człowiek jest albo ryzykantem, albo asekurantem we wszystkich możliwych aktywnościach życiowych. Ludzie potrafią skakać ze spadochronem i jednocześnie bać się wyjść poza lokatę bankową, i odwrotnie – potrafią grać na najbardziej wyrafinowanych i ryzykownych instrumentach pochodnych, ale nie są w stanie wejść na Giewont. Nie ma więc czegoś takiego, jak jednolity stosunek do ryzyka, który obejmowałby wszystkie sfery działania konkretnego człowieka. Wydaje się, że to dobry pomysł, żeby testować stosunek do ryzyka potencjalnego gracza FX. Jeśli test pokaże, że w reakcji na poniesioną stratę, badany nie zmruży oka przez kolejne trzy noce, to warto mu to zawczasu uświadomić.

Ludzie bardzo słabo przewidują swój własny stan emocjonalny. Nie potrafimy trafnie powiedzieć, jak się będziemy czuć, gdy coś się wydarzy, na przykład, gdy stracimy  pieniądze na FX. Zamiast wyobrażać sobie własne emocje, lepszą strategią jest zapytać kogoś, kto już stracił, jak się czuje. Nasz stan może być podobny. Emocje po wygranej również nie powinny być lekceważone. Pod wpływem euforii możemy popełnić wiele błędów, ponieważ nasza skłonność do ryzyka się nasili.

CV

Piotr Zielonka

jest profesorem w Zakładzie Ekonofizyki w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Zajmuje się psychologią ryzyka oraz finansami behawioralnymi. Prowadził badania dotyczące fizjologii mózgu przy współpracy z Centrum Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej PAN. W 2011 roku wydał książkę pod tytułem "Giełda i psychologia". Współtwórca i kierownik studiów podyplomowych "Psychologia biznesu dla menedżerów" na Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie.

Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?
Parkiet PLUS
Straszyły PRS-y, teraz straszą REIT-y
Parkiet PLUS
Cyfrowy Polsat ma przed sobą rok największych inwestycji w 5G i OZE
Parkiet PLUS
Co oznacza powrót obaw o inflację dla inwestorów z rynku obligacji
Parkiet PLUS
Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?
Parkiet PLUS
Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych