Z końcem lipca gospodarka amerykańska będzie rosnąć nieprzerwanie od 121 miesięcy, co jest najdłuższym okresem od 1854 r. Historyczne analogie nasuwają obawy o bliski kres wzrostów i czającą się na horyzoncie recesję w Stanach Zjednoczonych, a biorąc pod uwagę udział USA w światowym PKB, również w całej globalnej gospodarce. To jednak nie musi być scenariusz, który się zrealizuje. Ostatnie dziesięć lat było okresem tak drastycznych zmian w strukturze PKB Stanów Zjednoczonych oraz w polityce monetarnej Fedu i innych banków centralnych, że jakiekolwiek odwołania do przeszłości mogą być mocno nietrafione.

Po pierwsze, średnie tempo wzrostu amerykańskiej gospodarki w ostatnich dziesięciu latach oscylowało wokół 2,3 proc., gdzie w trakcie poprzednich okresów ekspansji wynosiło 3,6 proc. Tempo wzrostu jest dużo mniej zmienne, więc ewentualne spowolnienie też nie będzie tak bolesne jak w poprzednich okresach. Znacząco zmieniła się też struktura wzrostu. Obecnie przemysł odpowiada za ok. 11 proc. wzrostu, gdzie w poprzednich latach miał dużo większy udział. Jego miejsce zajęły usługi, stanowiąc obecnie 70 proc. amerykańskiej gospodarki. Duża część z nich opiera się na nowych technologiach, trudno w przeszłości znaleźć analogiczne spółki do Google'a, Amazona czy Facebooka. W starej gospodarce kryzysy wywoływane były przez cykliczne spadki produkcji lub szoki paliwowe. Obecnie te czynniki mają w przypadku USA dużo niższe znaczenie. Bezrobocie jest na stabilnym, niskim poziomie, inflacja w dalszym ciągu utrzymuje się w rozsądnych ramach. Sektor nieruchomości, główny winowajca ostatniego kryzysu, jest w dalszym ciągu daleki od rekordowych poziomów z 2007 r., gdy osiągnął wartość 188 proc. PKB.

Wygląda na to, że obecny status quo w amerykańskiej gospodarce może utrzymać się przez jakiś czas. Dużym czynnikiem ryzyka jest polityka Donalda Trumpa, która może wywołać szok gospodarczy uderzający w mniej lub bardziej zamierzony sposób w amerykańskie korporacje. Warto też spojrzeć na strukturę przychodów spółek. W przypadku Google'a ponad 80 proc. z nich stanowią przychody z reklam, które w przeszłości były podatne na cykle gospodarcze. Brakuje też wyczerpujących badań na temat środowiska niskich stóp procentowych, w którym funkcjonujemy. Kryzys prędzej czy później i tak przyjdzie, trudno jednak obecnie zidentyfikować jego źródło i to jest chyba największy czynnik ryzyka, z którym dzisiaj muszą mierzyć się inwestorzy. ¶