Z boiska do rady dyrektorów

Nie wypada kwestionować, że różnorodność jest słuszna, że płyną z niej korzyści dla biznesu - lecz w oczy bije brak różnorodności.

Publikacja: 10.12.2018 05:00

Andrzej S. Nartowski, publicysta

Andrzej S. Nartowski, publicysta

Foto: Fotorzepa, Małgorzata Pstrągowska

¶ Różnorodność w radach nie sprowadza się do liczenia zasiadających w nich kobiet, lecz na odzwierciedleniu w składzie rady społeczności, jakiej ona służy.

¶ W Anglii corporate governance dotyczy nie tylko spółek giełdowych, ale także klubów piłki nożnej.

¶ Tu nie chodzi o kwoty genderowe, lecz o równouprawnienie grup BAME (black, Asian and ethnic minorities).

¶ Przy współpracy Professional Footballers Association podejmowane są inicjatywy na rzecz szkolenia piłkarzy do przyszłej posługi w radach dyrektorów.

Birmingham w hrabstwie West Midlands to drugie miasto Wielkiej Brytanii. Powiada się złośliwie, że od cmentarza w Chicago jest aż trzy razy większe i cztery razy tak nudne. Ma wprawdzie system kanałów bogatszy od Wenecji, ale mało kogo to porywa. Dla społeczności corporate governance to rodzinne gniazdo Adriana Cadbury'ego. Dla socjologów – temat badań różnorodności etnicznej, tu odczuwalnej bardziej niż w Londynie. Dla turystów – baza wypadowa do Coventry, imponującego Warwick Castle lub Stratford upon Avon; nawet wzgórza Cotswolds są w pobliżu. Dla kibiców piłki nożnej West Midlands to siedziba słynnych klubów: Wolverhampton Wanderers grają w Premier League, w niższych szczeblach rozgrywek uczestniczą założony w 1875 r. Birmingham City, Aston Villa, West Bromwich Albion, Walsall, Coventry City.

Miejscowy tygodnik „Birmingham Post" wydał w listopadzie okazały dodatek „Diversity in the Boardroom" (Różnorodność w radzie dyrektorów). Jest to temat w Wielkiej Brytanii wałkowany wszechstronnie, ale w tym niecodziennym przypadku inspirację dało PFA – Professional Footballers Association. Rady działają nie tylko w spółkach notowanych na LSE, ale także w klubach sportowych, na uczelniach, w fundacjach i szpitalach. Myśląc o różnorodności, na względzie mamy przede wszystkim udział kobiet. W Zjednoczonym Królestwie chodzi także o to, by rady odzwierciedlały społeczności, jakim służą; o etniczną różnorodność rad reprezentujących poszczególne grupy BAME (black, Asian and minority ethnic). Nie wypada kwestionować, że różnorodność jest słuszna, że płyną z niej korzyści dla biznesu – lecz w oczy bije brak różnorodności.

Tegoroczny Hampton-Alexander Review pokazuje, że w indeksie FTSE 350 już tylko pięć spółek ma rady złożone wyłącznie z mężczyzn, ale liczba kobiet w radach rośnie wolno. Wspierają je program „Women Lead the Board" i kampania „Diversity in the Boardroom". Za to w piłce brak różnorodności jest wciąż uderzający. Kobiety też grywają, ale kwot ich udziału w drużynach jeszcze nie wymyślono. Za to z kręgów BAME wywodzi się niemal 30 proc. piłkarzy, lecz tylko 3,3 proc. menedżerów klubów i trenerów pierwszej drużyny. W latach 70. i 80. XX w. dochodziło w futbolu do horrendalnych naruszeń praw czarnych zawodników. PFA działa od 1907 r., ale dopiero w 1992 r., wespół z kampanią „Kick Racism out of Football", podjęła wysiłki na rzecz zrównania praw zawodników różnych ras. Rezultaty są skromne. W 92 czołowych angielskich klubach piłkarskich jest raptem tylko sześciu menedżerów z BAME. Awans z boiska do rad dyrektorów lub na trenerską ławkę nie jest łatwy.

Kluby zobowiązały się stosować zasadę Rooneya: przy obsadzie stanowisk menedżerskich i trenerskich należy brać pod uwagę także kandydatów z BAME (nazwisko zasadzie dał nie piłkarz Wayne Rooney, lecz Dan Rooney, właściciel klubu futbolu amerykańskiego Pittsburgh Steelers). Przynosi to rezultaty: kandydaci z BAME objęli już stanowiska w Queens Park Rangers, Wolverhampton, Carlisle, Northampton i Chesterfield. W inną stronę zmierza „Effective Board Member Programme" polegający na profesjonalnym przygotowaniu byłych sportowców do posługi w radach dyrektorów i ich komitetach.

Wprawdzie angielska piłka nie jest najlepsza na świecie, lecz w żadnym innym kraju futbol nie jest tak głęboko nasycony zasadami corporate governance. Świadczy o tym omawiana inicjatywa prowincjonalnego tygodnika, który pozyskał do współpracy nie tylko związek piłkarski, ale także Instytut Dyrektorów, KPMG i innych liczących się partnerów. Nie wyobrażam sobie, by któreś z krakowskich pism podjęło inicjatywę na rzecz corporate governance w sporcie we współpracy z PZPN lub Małopolskim Związkiem Piłki Nożnej. Jedyny znany mi przypadek z Polski to inicjatywa nieżyjącego już Bogusława Sosnowskiego, dyplomaty i wybitnego menedżera (a wówczas prezesa Widzewa), wprowadzenia dobrych praktyk w klubach. Chciał dobrze, starał się bardzo, wyszło jak zwykle.

WWW.ANDRZEJNARTOWSKI.PL

Felietony
Ile odliczać?
Felietony
Zbieranie danych do ESRS-ów
Felietony
Nowa epoka w prospektach?
Felietony
Altcoiny – między potencjałem a ryzykiem
Felietony
Dyskretny urok samotności
Felietony
LSME – duże wyzwanie dla małych spółek