I. STANY ZJEDNOCZONE, lata 20. XX w.

Pierwotnie tłustymi kotami nazywano hojnych donatorów wspierających fundusze wyborcze kandydatów na stanowiska publiczne. Była to w USA – gdzie przetrwała po czasy współczesne – dopuszczalna i praktykowana forma korupcji politycznej. Uważa się, że termin fat cats w takim znaczeniu wprowadził do obiegu w 1928 r. Frank R. Kent (1877–1958), ceniony komentator polityczny dziennika „Baltimore Sun". Stąd wywodzi się „demokracja tłustych kotów": kto da więcej, uzyska większy wpływ na władzę na danym szczeblu, od lokalnego po federalny. Praktyka finansowego wspierania funduszy wyborczych polityków przetrwała do naszych czasów, lecz obecnie donatorami bywają nie tylko osoby fizyczne, także korporacje (praktyki te noszą nazwę corporate political spending), dysponujące środkami akcjonariuszy często bez ich zgody, nawet wiedzy.

II. WIELKA BRYTANIA, lata 80. XX w.

Tłuste koty powróciły na pierwsze strony gazet w latach 80. XX wieku. Brytyjscy konserwatyści pod wodzą Margaret Thatcher przystąpili do prywatyzacji wielu gałęzi gospodarki. Dzięki szeroko zakrojonemu programowi prywatyzacji nieefektywnie zarządzanego majątku państwowego sytuacja gospodarcza kraju poprawiła się zdecydowanie. Lecz ubocznym, niezamierzonym, efektem przedsięwzięcia stał się oburzający skok wynagrodzeń zarządców prywatyzowanych spółek. Zanim prywatyzacja przyniosła oczekiwane efekty, płace menedżerów poszybowały w górę, nawet o kilkaset procent. Media i społeczeństwo porównały ich do tłustych kotów wygrzewających się leniwie na przypieckach, spijających śmietankę, a po strąceniu ich – spadających bezpiecznie na cztery łapy. Bezpiecznie, bowiem z góry gwarantowano im liczne przywileje finansowe (zwane złotym spadochronem lub podobnie), należne bez względu na wyniki. Przy czym oburzenie społeczne skupiło się nie tyle na krytyce szokującego wzrostu wynagrodzeń zarządców public utilities przekształcanych w listed companies, ile na przyznawanych im dodatkowych i nieuzasadnionych przywilejach (perks), w praktyce skutkujących brakiem odpowiedzialności za decyzje.

III. POLSKA, lata 20. XXI w.

Podobno koty żyją wiele razy... Pojęcie tłustych kotów odżyło w Polsce w 2021 r. na tle rozbuchanej praktyki upychania stronników Prawa i Sprawiedliwości, ich krewnych i znajomych, w organach spółek z udziałem Skarbu Państwa. Nie bierze się pod uwagę ani miernych lub żadnych kwalifikacji partyjnych nominatów, ani szkodliwych skutków ich działalności w spółkach, ani destrukcji moralnej spowodowanej plagą kumoterstwa. Używając formuły „spółki Skarbu Państwa", media i politycy wykreowali fałszywy obraz rzeczywistości. Otóż państwo nie jest wyłącznym właścicielem tych podmiotów; w licznych spółkach oprócz państwa występują inni akcjonariusze, ponosząc koszty korupcji. Na tym procederze traci ogół, dotyka on bowiem także uczestników funduszy inwestycyjnych, funduszy emerytalnych lub planów kapitałowych inwestujących na giełdzie. Przy czym w niektórych spółkach, jak KGHM lub PKN Orlen, państwo jest uczestnikiem zaledwie mniejszościowym.

Obyczaj traktowania spółek z udziałem państwa za łup należny rządzącym nie jest nowy. Kolejne zmiany rządu powodowały czystki w organach państwa i spółkach pod jego wpływem. O SLD mówiono, że z wdziękiem wymienia kadry do szczebla sprzątaczek, za to AWS miała wymieniać nawet szmaty do podłogi, Platformie przypisano na tym polu niedobre obyczaje, PSL biło rekordy, zaś PiS wciela w życie przesłynną formułę TKM. Pierwotnie także ona miała odmienne znaczenie... Ogłasza się Listy Hańby – liczące setki nazwisk spisy partyjnych pieszczochów dokarmianych za pieniądze społeczeństwa bez żadnych wobec niego obowiązków. Czasy zmieniały się. Lecz nie zmieniło się jedno: tłuste koty nie budzą sympatii. Są symbolami korupcji.

Kampania mająca ugodzić w tłuste koty i ich przywileje okazała się działaniem pozornym. Proceder politycznego nepotyzmu kwitnie w najlepsze.