Transferowe domino

W półfinale Ligi Mistrzów są dwa kluby sponsorowane przez arabskich szejków – Paris Saint-Germain i Manchester City, wspierana przez rosyjskiego oligarchę Chelsea oraz generujący z tej czwórki największe przychody Real Madryt. W czasach pandemii mocne zaplecze finansowe ma jeszcze większe znaczenie.

Publikacja: 17.04.2021 15:11

Champions League będzie miała nowego króla. Duże szanse ma ekipa Paris Saint-Germain trenowana przez

Champions League będzie miała nowego króla. Duże szanse ma ekipa Paris Saint-Germain trenowana przez Argentyńczyka Mauricio Pochettino (na fot. z lewej, podczas meczu Manchester City-Tottenham) oraz Manchester City, gdzie rządzi Hiszpan Pep Guardiola.

Foto: AFP

 

Champions League będzie miała nowego króla. Udany zamach na broniący trofeum Bayern przeprowadzili książęta z Paryża. I stali się poważnym pretendentem do tronu.

W jednym sezonie udało im się wyrównać wszystkie bolesne rachunki z przeszłości. Z Manchesterem United, który wyrzucił ich za burtę w 2019 r., odrabiając dwubramkową stratę w Parku Książąt. Z Barceloną, która dwa lata wcześniej dokonała historycznej remontady na Camp Nou (6:1 po porażce 0:4 we Francji). Wreszcie z Bayernem, który stanął im na drodze do szczęścia w ostatnim finale w Lizbonie.

– Dziś możemy świętować, ale ambicje mamy większe. Gramy na wysokim poziomie, jednak przed nami wciąż dużo pracy, by sięgnąć po trofeum – mówił przed kamerami Polsatu Sport Premium prezes PSG Nasser Al-Khelaifi.

Pojedynek krezusów

Moment jest symboliczny. W maju minie dokładnie dziesięć lat, odkąd fundusz Qatar Sports Investments rozpoczął w Paryżu projekt podboju piłkarskiej Europy. Jego realizacja trwa dłużej niż budowa potęgi Chelsea przez Romana Abramowicza. Londyńczycy Ligę Mistrzów wygrali dziewięć lat po przyjściu rosyjskiego oligarchy (w 2012 r.). Ale satysfakcję Katarczykom sprawia z pewnością fakt, że byli już bliżej triumfu niż konkurencja ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, od 2008 r. wylewająca fundamenty pod sukces w Manchesterze.

Reklama
Reklama

City bardzo szybko wyszli z cienia utytułowanego sąsiada (United), kolekcjonują trofea w Anglii, ale w Champions League dopiero drugi raz zdołali awansować do półfinału. I zmierzą się w nim z PSG.

To będzie – używając terminologii bokserskiej – starcie wagi ciężkiej. Rywalizacja gigantów, których stać na spełnienie każdej zachcianki, rozrzutnych krezusów ograniczanych jedynie straszakiem w postaci Finansowego Fair Play.

I Katarczycy, i Emiratczycy na transfery wydali już ponad miliard euro. Nie brakowało pomyłek, pieniądze często wyrzucali w błoto. Ale dziś pewnie powiedzieliby, że nie żałują.

Paryżanie w ciągu ostatnich pięciu lat zyskali miano najdynamiczniej rozwijającego się przedsiębiorstwa piłkarskiego na świecie. Magazyn „Forbes" umieścił ich właśnie po raz pierwszy w gronie dziesięciu najcenniejszych klubów. Od 2019 r. niemal podwoili swoją wartość (z 1,4 do 2,5 mld dolarów).

Manchester City w zestawieniu „Forbesa" znalazł się na szóstym miejscu (4 mld dol.), Chelsea – na siódmym (3,2 mld). Prowadzi Barcelona (4,76 mld), która wyprzedziła nieznacznie Real (4,75 mld). Hiszpańscy giganci otwierają też listę klubów z największymi przychodami (ponad 700 mln euro), sporządzaną corocznie przez firmę Deloitte.

Nikt nie da tyle co Paryż

Liga Mistrzów to świetne miejsce na podreperowanie finansów. Bayern, który przez koronawirusa stracił już 150 mln euro, za ubiegłoroczny triumf zarobił 130 mln, teraz za ćwierćfinał dostanie około 100 mln.

Reklama
Reklama

W pandemicznej rzeczywistości, gdy kluby pozbawione zostały wpływów z tzw. dnia meczowego, ratunkiem dla budżetów są zyski z praw telewizyjnych oraz umów sponsorskich. W tej pierwszej kategorii prym wiedzie Barcelona, w drugiej – Real.

Dla zadłużonych na ponad miliard euro Katalończyków to finansowa kroplówka, dla Królewskich, którzy znów chcą rozdawać karty w Europie, szansa na dokonanie głośnych transferów.

Zespół z Madrytu potrzebuje świeżej krwi, a wybrany na kolejną kadencję prezes Florentino Perez obiecał wielkie wzmocnienia. Na celowniku są dwa najgorętsze nazwiska tego sezonu – Erling Haaland i Kylian Mbappe.

Dla Norwega Dortmund stał się za ciasny i jest prawie pewne, że latem zmieni otoczenie. Przyszłość Francuza będzie natomiast zależała od wyniku PSG w Lidze Mistrzów.

– Nie widzę powodu, by Mbappe i Neymar mieli nas opuścić. Tutaj mają wszystko, by wygrywać – zaznacza prezes Al-Khelaifi.

Po zwycięskim dwumeczu z Bayernem Neymar powiedział, że w Paryżu nigdy nie czuł się tak komfortowo, i zasygnalizował chęć przedłużenia kontraktu.

Reklama
Reklama

– Żaden klub nie zaoferuje mu tego co PSG. Tylko ich stać na Neymara – zauważa były agent piłkarza Wagner Ribeiro. W rozmowie z „L'Equipe" ujawnił, że dwa lata temu Real był gotów zapłacić za brazylijskiego gwiazdora 300 mln euro. – Taką kwotę usłyszałem od Pereza. Al-Khelaifi jednak odmówił. Stwierdził, że nie puści go nawet za miliard – wspomina Ribeiro.

Neymar i tak jest najdroższym graczem świata. W 2017 r. PSG wyłożyło na niego 222 mln euro i zagwarantowało 36 mln rocznej pensji. Nowa umowa wiązałaby się z podwyżką i – jak twierdzi włoski dziennikarz telewizji Sky Fabrizio Romano – ogromną premią w przypadku triumfu w Champions League.

Rozpusta już była

Od tego, co zrobią Neymar i Mbappe, zależeć będzie prawdopodobnie kilka innych ruchów na transferowym rynku. A zwycięstwo w Lidze Mistrzów dla każdego z klubów będzie na pewno mocną kartą przetargową w negocjacjach.

Do Paryża przymierzani są Cristiano Ronaldo, rozczarowany słabym sezonem w Turynie, oraz przyjaciel Neymara Leo Messi, który wciąż nie zdecydował, czy zostanie w Barcelonie. Ronaldo równie dobrze może wrócić do Madrytu, a Messi dołączyć do trenera Pepa Guardioli w Manchesterze City.

Reklama
Reklama

Najciszej z tego towarzystwa jest o Chelsea. Może dlatego, że w Londynie zakupowa rozpusta miała miejsce już przed rokiem, gdy innych przed szaleństwami hamowała pandemia. Dziś Roman Abramowicz może powiedzieć, że zainwestowane w nowych zawodników 250 mln euro zaczęło się zwracać.

Najważniejsza zmiana zaszła jednak nie w szatni, lecz na trenerskiej ławce. Rozstanie z legendą klubu Frankiem Lampardem i zatrudnienie Thomasa Tuchela dało błyskawiczne efekty i pierwszy od siedmiu lat awans do półfinału Champions League.

Niemiec, który rok temu wprowadził do finału PSG, od stycznia doznał tylko dwóch porażek. Roszady w trakcie sezonu to zawsze ryzyko. Tym razem się opłaciło. Ale Tuchel musi uważać, bo cierpliwość nie jest cnotą Abramowicza. Trenerów zwykł zmieniać jak rękawiczki.

Parkiet PLUS
"Agent washing” to rosnący problem. Wielkie rozczarowanie systemami AI
Materiał Promocyjny
Stacje ładowania dla ciężarówek pilnie potrzebne
Parkiet PLUS
Sytuacja dobra, zła czy średnia?
Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Materiał Promocyjny
Jak jakościowe opony zimowe mogą zmienić codzienną jazdę
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Reklama
Reklama