W ostatnich dniach rynki żyły przede wszystkim wyborami w USA i nie ma czemu się dziwić, bo chodzi o wybór przywódcy największej potęgi gospodarczej i militarnej świata. Tymczasem w poniedziałek, a szczególnie we wtorek, na polskiej giełdzie odnotowano bardzo gwałtowne wzrosty istotnie korygujące trend spadkowy trwający od połowy sierpnia. Szczególnie ciekawie wypadły banki, które po raz pierwszy od długiego czasu zyskały znacząco na wartości, w stopniu nawet większym niż szeroki rynek. Warto więc przyjrzeć się sektorowi bankowemu, znajdującemu się od wielu sezonów w głębokiej defensywie. Szczególnie obrazowo jego słabość przedstawia poniższy wykres:

materiały prasowe

Przez ostatnie 12 miesięcy indeks WIGBANKI spadł o ponad połowę i był dużo słabszy nawet od WIG20. Czy dwudniowe odreagowanie zapoczątkuje dłuższy trend? Trudno jeszcze przesądzać, ale warto przyjrzeć się wybranym spółkom, żeby nie przeoczyć potencjalnej zmiany koniunktury. Równie istotną kwestię stanowi wycena poszczególnych podmiotów. Należy zwrócić uwagę na wskaźnik cena do wartości księgowej (C/WK), będący w przypadku większości polskich banków – w tym największych – blisko lub poniżej 0,5 (choć są i takie z 0,3!). Ponieważ wartość aktywów znajdujących się w posiadaniu rodzimych, poza kilkoma wyjątkami, instytucji finansowych jest dobra, a na tle konkurentów europejskich nawet bardzo dobra, to niskie poziomy C/WK w dłuższym horyzoncie mogą zostać uznane za bardzo atrakcyjne. Oczywiście spadki w minionych kwartałach miały swoje przyczyny, które wielokrotnie opisywali analitycy. Wskazywano zgodnie przede wszystkim na COVID-19. W celu ratowania gospodarki banki centralne na całym świecie obniżały stopy procentowe, co wpłynęło bezpośrednio na zyskowność kredytów oraz rentowność posiadanych obligacji. Kolejny negatywny czynnik stanowi pogarszająca się sytuacja gospodarcza i oczekiwany drastyczny wzrost kosztów ryzyka. Na szczęście wyniki za III kwartał oddaliły widmo czarnego scenariusza i masowe bankructwa, przynajmniej w tej chwili, nam nie grożą. Innym następstwem pandemii jest ostrożnościowe podejście regulatora i zakaz wypłaty dywidend, który może być podtrzymany również w przyszłym roku. Niektóre banki mają ponadto problem z posiadanymi kredytami frankowymi, bądź udziałem w akcjonariacie Skarbu Państwa. Suma powyższych czynników spowodowała – zwłaszcza w tym roku – istotne obniżenie zysków, jak i przewidywań co do rentowności branży w kolejnych latach. W przypadku niektórych banków spadek w ujęciu rok do roku wyniósł ponad 50%.

Prawda, że wygląda interesująco? Niestety są pewne aspekty mniej korzystne, o których również należy pamiętać: po pierwsze NBP jednoznacznie opowiedział się za niewypłacaniem dywidendy z uwagi na trudną sytuację całej gospodarki, a po drugie niskie stopy procentowe mogą utrzymywać się nawet kolejny rok, co w połączeniu z koniecznością tworzenia rezerw na nie spłacane kredyty obniży istotnie zyski. Nie można ponadto zapominać o trudnych do oszacowania kosztach ponownego zamykania kolejnych branż, które może przełożyć się na jeszcze silniejsze pogorszenie, w średniej perspektywie, jakości portfela kredytowego. Wpisuje się w to idealnie środowa decyzja o dalszych restrykcjach, wprowadzająca w zasadzie drugi lock-down i wzmacniająca ryzyko pojawienia się w dużej skali kredytów nieregularnych. Ostatnim argumentem doradzającym ostrożność jest ogólnie znana na rynku maksyma, by inwestować z trendem, a ten wciąż jest dla sektora bankowego spadkowy. Chyba, ze uznamy wzrosty sprzed kilku dni właśnie za pierwsze sygnały jego odwrócenia.

Mariusz Jagodziński, prezes AgioFunds TFI