Na zakup mieszkania o powierzchni 50 mkw. w największych polskich miastach potrzebujemy mniej więcej 99 średnich pensji netto (zarobki z ośmiu lat i trzech miesięcy) – wynika z wyliczeń Expandera zrobionych na podstawie danych z pierwszego kwartału 2019 r. Przed 2012 r. wskaźnik ten nie spadał poniżej 120, a w szczycie poprzedniego boomu na rynku nieruchomości było to aż 180 przeciętnych wynagrodzeń.
Najgorzej, z punktu widzenia kupujących, jest w Warszawie. Tu potrzebujemy dochodów netto z 10 lat. Najlepiej pod tym względem wypada Łódź (wynagrodzenie z sześciu lat). Pensje są tam niższe niż w Warszawie, lecz mieszkania na rynku wtórnym można kupić stosunkowo tanio.
Jak podaje Expander, w nieco mniejszych miastach (takich jak Bydgoszcz, Katowice, Rzeszów, Szczecin) 50 mkw. można kupić za 68 przeciętnych pensji. Co prawda w czwartym kwartale 2017 r. wystarczały zarobki z 64 miesięcy, ale w pierwszym kwartale 2013 r. było to aż 71 pensji (choć ceny mieszkań były zdecydowanie niższe niż dziś).
O tym, jak długo musielibyśmy odkładać wszystkie zarobione pieniądze, żeby móc kupić lokal, decydują rzecz jasna dwie zmienne: cena nieruchomości i wysokość miesięcznego dochodu. W mniejszych miastach nieruchomości są tańsze, ale trudniej zarobić średnią krajową. Dlatego szanse na własne mieszkanie nie są tam dużo lepsze niż w największych aglomeracjach.
Sytuacja się nie pogarsza
Ogólnie z dostępnością mieszkań w naszym kraju jest nie najgorzej, bo choć nieruchomości drożeją, rosną również płace. Według danych NBP w pierwszym kwartale 2019 r. średnia cena transakcyjna na rynku wtórnym w siedmiu największych miastach wynosiła 6,9 tys. zł za mkw. Było to o 7 proc. więcej niż przed rokiem, ale także o 7 proc. wzrosło w tym czasie przeciętne wynagrodzenie.