Sprawa GetBacku wciąż budzi wielkie emocje na rynku. Szczególnie intensywne są one w branży windykacyjnej, która zdaje sobie sprawę, że problemy jednego gracza mogą oznaczać kłopoty również dla innych podmiotów. Krzysztof Borusowski, prezes spółki windykacyjnej Best, zwraca zresztą uwagę, że GetBack już odcisnął piętno na rynku.
Mniej pieniędzy
– Nawet jeżeli część inwestorów straciła zaufanie, to nie oznacza to, że cały rynek upadł. Utrata zaufania wiąże się z utratą pewnych środków. Jeśli ktoś zainwestował w GetBack, to teraz nie będzie mógł zainwestować w obligacje Bestu czy innego z konkurentów. To jest problem – mówił w programie #RZECZoBIZNESIE Borusowski. Jak dodaje, te były widoczne już w pierwszych trzech miesiącach roku. – Zatrzymaliśmy w I kw. inwestycje. Poziom cen nie gwarantuje właściwego marginesu zysku. Oczekiwaliśmy też kłopotów z dostępnością do kapitału. Normalnie emitowaliśmy 60–90 mln zł w obligacjach, a w I kw. tylko 30 mln zł – wyjaśniał szef Bestu. Zapewniał jednak, że w przypadku jego firmy nie ma powodów do niepokoju. – Od dłuższego czasu staraliśmy się zdywersyfikować źródła finansowania. Obecnie rozmawiamy z bankami i uruchamiamy umowy na linie kredytowe – mówił.
Ból głowy windykatorów to tylko jedna strona medalu. GetBack czkawką może odbić się również rynkowi obligacji korporacyjnych, na którym to windykator był aktywnym graczem, emitując obligacje zarówno w ofertach prywatnych, jak i publicznych. – To, że prawie 3 mld zł zostało zaangażowane w niepłynne papiery GetBacku, musi mieć przełożenie na rynek. Polski rynek obligacji korporacyjnych jest nowy i bardzo płytki. Tak duża kwota potrafi zachwiać tym rynkiem – stwierdzi Borusowski.
Szczęście w nieszczęściu
I chociaż problemy GetBacku wstrząsnęły rynkiem, to zdaniem Borusowskiego dobrze się stało, że wyszły one na jaw już teraz. – Sytuacja z GetBackiem była oczekiwana. Jestem zadowolony, że to się stało teraz, a nie za rok czy dwa. Ten stan mógł trwać dłużej, bo są tam dwa rodzaje problemów. Po pierwsze zabrakło im płynności. Drugi rodzaj to dziura pomiędzy aktywami i pasywami. Ten drugi rodzaj da się przykrywać przez długi czas różnymi metodami księgowymi. GetBack na rynku był od pół roku, a cała historia firmy to pięć lat. Obawiałem się, że dziura bilansowa będzie ukrywana przez dużo dłuższy czas. To, co zabiło GetBack, to dziura płynnościowa, czyli brak płynności na regulowanie bieżących zobowiązań. Na tym potyka się 90 proc. firm, które bankrutują. Nawet najlepszy biznes potrafi potknąć się na braku płynności – uważa Borusowski. Jego zdaniem nie bez znaczenia była również agresywna polityka firmy. – Skoro skupili 80 proc. tego, co było na rynku wierzytelności bankowych w zeszłym roku, to mówi samo przez się. To jest zwykły brak doświadczenia i przygotowania. Nie dajmy się zwodzić czarodziejom, którzy opowiadają nieprawdopodobne historie. Jeżeli ktoś pokazuje, że regularnie ogrywa stare firmy na rynku, to znaczy, że wynalazł kamień filozoficzny, zupełnie przełomową technologię, albo opowiada niestworzone historie – stwierdził Borusowski, który jednocześnie na pytanie, czy nowy zarząd GetBacku jest w stanie uratować firmę, nie pozostawia złudzeń.
– Tam nie ma czego ratować. Pytanie tylko, kto ile straty przyjmie. Wycena portfeli została już ujawniona, wyniki opublikowane. Można tylko oczekiwać korekt oceny audytora. Firma zaraportowała stratę prawie 1,4 mld zł. To jest wielokrotnie więcej, niż w całej swojej historii zarobiła. Model biznesowy jest nieadekwatny do prowadzonej działalności – twierdzi Borusowski.