To jednocześnie dobra wymówka do wytłumaczenia ostatniej siły złotego, który wyrasta już na króla tegorocznych spekulantów. Silniejsze od początku roku jest tylko meksykańskie peso. Jeżeli przyjmiemy założenie, że gospodarka ma się wciąż nieźle, a rządzący zapowiadają w obietnicach wyborczych wyższe wydatki z budżetu, to raczej trudno oczekiwać, aby inflacja powróciła w akceptowalne w polityce monetarnej poziomy w perspektywie dwóch lat. A to z kolei oznacza, że nawet gdyby EBC zakończył cykl podwyżek stóp procentowych, to nasza RPP może mieć nieco związane ręce w temacie dyskusji o ewentualnych obniżkach.

Oczywiście temat dzisiejszych danych PKB będzie jeszcze przedmiotem wnikliwej oceny ekonomistów (na ile możliwe są rewizje w dół), ale w krótkim okresie, to tylko napędza wzrost złotego. Ale układy na globalnych rynkach zaczynają się już zmieniać – EUR/USD raczej wszedł w korektę zwyżek z ostatnich miesięcy, a rynki akcji za chwilę będą musiały się zmierzyć z wizją gospodarczej recesji. Do tego retoryka przedstawicieli Fedu na przekór pozostaje „jastrzębia”, co kontrastuje z wizją rynku dotyczącą początku cyklu obniżek stóp procentowych już od września. To wszystko może powodować, że pole do zwyżki polskiej waluty zacznie nam się zawężać i być może najbliższe tygodnie będą dobrym okresem dla importerów pod rozważenie zakupów walut na II połowę 2023 r.