Krach i towarzysząca mu panika ustąpiły miejsca odbiciu przeradzającym się w euforię. Ponieważ ścieżka rozwoju sytuacji ekonomicznej jest wyjątkowo niepewna, niemal każdy scenariusz może obronić się na papierze. Czy rozpoczynający się dziś na dobre sezon wyników na Wall Street pomoże zdecydować kto ma rację?
Rynkowy optymizm, który obecnie obserwujemy wynika z kombinacji wielu czynników. Tematami przewodnimi są wypłaszczające się krzywe epidemii i związane z nimi oczekiwania powrotu do biznesowej normalności, a także bezprecedensowe poczynania Fed, który nie tylko zwiększa sumę bilansową w rekordowym tempie, ale także zapowiada skup aktywów, które nigdy wcześniej nie były nawet brane pod uwagę (obligacje korporacyjne o śmieciowym ratingu). Dodatkowo tak silne odbicie jest automatycznie wzmagane przez zmuszanie grających na krótko do zamykania pozycji i przez obawę inwestorów o uciekającą szansę (słynne FOMO, fear of misssing out). Jednak tak ścieżka PKB, jak i wyników spółek pozostaje wielką niewiadomą. Inwestorzy liczą, że rozpoczynający się sezon wyników pomoże to zmienić.
Niestety nie jest to takie proste. Wyniki za pierwszy kwartał dla wielu firm mogą być jeszcze całkiem dobre, ponieważ w USA ograniczenia wdrażane były dopiero w połowie marca i w wielu przypadkach nie zdążą znaleźć przełożenia na przychody i zyski. Ważniejsze będzie to, co spółki powiedzą o perspektywach, ale choć znają one swoje biznesy dobrze, to przecież nie mają szklanej kuli, choćby w kwestii dalszego rozwoju pandemii. Nadal zatem perspektywy te będą naznaczone bardzo dużą dozą subiektywizmu. Sezon zaczynamy od wyników banków (dziś raporty opublikują JP Morgan i Wells Fargo, jutro Bank of America) i będą one ciekawe jeszcze z jednego względu. Od pierwszego kwartału banki muszą estymować oczekiwane straty na portfelu kredytowym w całym cyklu jego życia, zatem w teorii powinny uwzględnić już teraz pełny wpływ obecnej sytuacji. Pomijając jednak wspomniane niepewności, kolejną zmienną jest poziom konserwatyzmu przyjmowany przez zarząd w tych szacunkach. Analitycy na Wall Street otwarcie przyznają, że nie mają pojęcia czego oczekiwać. Można domyślać się, że agresywne programy pożyczkowe Fed uruchomione przed sezonem wyników nie są przypadkowe. Dzisiejsze i jutrzejsze raporty powinny dać nam chociaż część odpowiedzi na te pytania.
Euforia jest mniej widoczna na rynku walut, gdzie mówimy raczej o stabilizacji. Działania Fed powinny zapobiec istotnym brakom dolara w najbliższym czasie, a to bardzo ważne dla złotego. Dlatego jest szansa na choćby przejściowe umocnienie. Dziś o 8:55 euro kosztuje 4,5457 złotego, dolar 4,1611 złotego, frank 4,3085 złotego, zaś funt 5,2307 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA