Japończycy pod wieloma względami są prekursorami ekstremalnego luzowania pieniężnego. To właśnie Japonia jako pierwsza wprowadziła niemal zerowe stopy procentowe, a w ostatnich latach zdecydowała się na gigantyczną ekspansję bilansu. Program luzowania objął też ETFy na akcje, czego nie ma (przynajmniej na razie) obecnie w USA czy w Europie. Wydawać by się mogło, że Bank Japonii posiadający bilans przekraczający roczne PKB kraju ma już związane ręce i niewiele może zrobić. W praktyce tak może być, ale Japończycy próbują – dziś BoJ ogłosił nielimitowany skup rządowego długu i czterokrotne zwiększenie skupu długu korporacyjnego. W praktyce oznacza to tyle, że Bank będzie otwarcie najważniejszą instytucją kredytującą w kraju, a rząd może w zasadzie wyemitować dowolną ilość długu, bo i tak bank centralny go skupi.
W Japońskim przypadku jest pewien paradoks. Z jednej strony dominuje pogląd, że ta polityka okazała się porażką i nie udało się przez lata przywrócić w kraju zdrowego wzrostu gospodarczego. Z drugiej strony na każde takie działanie rynek reaguje pozytywnie, a polityka jak widać jest chętnie kopiowana gdzie indziej. Jak pogodzić tę sprzeczność? Polityka jest na dłuższą metę nieefektywna ponieważ przestaje funkcjonować rynkowa alokacja zasobów, a w najlepszym razie jest ona bardzo mocno zaburzona, a przez to nie jest efektywna. Mniej efektywna alokacja zasobów to niższy wzrost gospodarczy w dłuższym terminie. Z drugiej strony dla rządzących to najłatwiejsza metoda stymulacji, a do tego ukryty transfer zasobów (od oszczędzających) niewymagający niekorzystnego wizerunkowo podnoszenia podatków. To dlatego polityka jest tak chętnie kopiowana i niestety zapewne zostanie z nami na długo po ustaniu pandemii.
W tym tygodniu czeka nas więcej komunikacji ze strony banków centralnych. W środę poznamy decyzję Fed, w ubiegłym tygodniu były członek Komitetu zasugerował, że powinien on wprowadzić ujemne stopy procentowe, ale na ten moment wydaje się to mało realne. W czwartek decyzję ogłosi EBC. Najważniejsze mogą być jednak wyniki kwartalne spółek. Silne wzrosty na Wall Street są w dużej mierze zasługą 5 największych spółek i one wszystkie pokażą raporty kwartalne od wtorku do czwartku. Jak na razie sezon wyników wypada dość mieszanie i nie jest tematem przewodnim na Wall Street, ale w tym tygodniu to powinno się zmienić. Na rynku walutowym optymizm widać tylko w nielicznych przypadkach (dolar australijski). Na rynku walut wschodzących nadal jest nerwowo, m.in. dlatego, że pandemia przeniosła się do Ameryki Łacińskiej. O 9:50 euro kosztuje 4,5218 złotego, dolar 4,1728 złotego, frank 4,2868 złotego, zaś funt 5,1853 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA
Główny Ekonomista XTB