Wystąpienie Powella było ważne, ponieważ w ostatnim czasie nasilała się presja na Fed, aby ten rozważył wprowadzenie ujemnych stóp procentowych, które zadomowiły się już w Europie i Japonii. Fed do tej pory takie rozwiązanie odrzucał, ale rynek traktował to jako grę. Wczoraj jednak Powell mówił o ujemnych stopach bez niedopowiedzeń – takiego rozwiązania w USA nie będzie. Oczywiście sceptycy uznają, że Fed, który przecież ledwie kilkanaście miesięcy temu chciał dalej podnosić stopy, jedno mówi, a co innego zrobi, jednak moim zdaniem z tej wypowiedzi Powellowi trudno będzie się szybko wycofać. Osobiście uważam, że to dobrze, ujemne stopy nie sprawdziły się jak dotąd nigdzie i nie ma powodu aby mogły się sprawdzić. Sam przedłużający się interwencjonizm banków centralnych bardzo mocno zaburza funkcjonowanie podstawowej ceny w gospodarce, jaką jest stopa procentowa. To trochę tak, jakby państwo ustalało nie tylko płacę minimalną, ale szereg innych płac czy cen transakcyjnych w gospodarce – nie skończyłoby się to niczym dobrym, a jednak w polityce pieniężnej coraz bardziej w tę stronę idziemy. Ujemne stopy mają szereg dodatkowych negatywnych efektów poprzez fakt, że to oferujący kapitał dopłaca do tego, że ktoś od niego ten kapitał pożyczy. Mogłoby wydawać się, że pomiędzy zerową a nieznacznie ujemną stopą procentową nie ma dużych różnic, ale ze względu na szereg czynników, takich jak choćby awersja do straty, uczestnicy życia gospodarczego mogą podejmować skrajnie różne decyzje, dodatkowo zmniejszając efektywność alokacji kapitału.
Dla rynku ujemne stopy oznaczałyby jedno – szansę na kontynuację wielkiej hossy, gdzie drożeć mogą zarówno akcje, jak i obligacje, stąd zapewne taka presja na Fed. Nie znaczy to oczywiście, że Fed stał się jastrzębi – nic z tych rzeczy. Powell sugerował bardzo dobitnie, że rząd powinien zwiększać deficyt, a Fed pomoże go sfinansować, zwiększając skalę luzowania ilościowego. Zapewne zatem jeszcze przed wyborami w USA zobaczymy kolejny „pakiet ratunkowy", finansowany przez Fed.
Dziś przed nami (14:30) cotygodniowy raport o nowych bezrobotnych i choć nie budzi on już takiego zainteresowania, warto tym danym się przyglądać, ponieważ część stanów zaczęła już znosić restrykcje i niedługo w danych powinniśmy zobaczyć zauważalną poprawę. Z danymi z rynku pracy problem jest nie tylko w USA. W Australii bezrobocie wzrosło „tylko" o 100 tys., a zatrudnienie spadło o blisko 600 tys. Wszystko przez to, że ze względu na programy pomocowe rządów niepracujący bardzo często nie są klasyfikowani jako bezrobotni i tak naprawdę nie wiadomo, w jakiej sytuacji jest rynek pracy. Złoty zaczyna dzień od osłabienia, warto zwrócić uwagę na piętrzące się problemy w Ameryce Łacińskiej, które mogą skończyć się kryzysem walutowym. O 9:00 euro kosztuje 4,5680 złotego, dolar 4,2295 złotego, frank 4,3440 złotego, zaś funt 5,1531 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA
Główny Ekonomista XTB