Ostatnie tygodnie na rynkach przepełnione były euforią. Inwestorzy liczyli na kombinację efektów szybkiego otwierania gospodarek i bezprecedensowego wsparcia ze strony rządów i banków centralnych. To wszystko miało sprawić, że aktywność gospodarcza wróci do wysokich poziomów, a w zasadzie darmowy pieniądz promować będzie ryzykowne inwestycje. Na fali tego optymizmu Wall Street wróciła w pobliże historycznych maksimów. Jedyne co tak naprawdę mogło popsuć ten optymistyczny scenariusz to nawrót pandemii wobec luzowania restrykcji – i tym właśnie teraz żyją rynki.
Pierwsze statystyki po luzowaniu restrykcji były obiecujące, szczególnie w Europie, gdzie do znoszenia restrykcji podchodzono (w większości przypadków) bardzo zachowawczo. Jednak w USA otwarcia w wielu stanach nastąpiły na wcześniejszym etapie i właśnie w tych stanach (Floryda, Texas, Arizona) notowany jest obecnie mocny wzrost nowych dziennych przypadków. Część epidemiologów alarmuje, że jeśli wirus nie zostanie ujarzmiony w sprzyjającym sezonie letnim, może wrócić jesienią ze zdwojoną siłą. Oczywiście może być różnie, ale widać, że rynki w ostatnim czasie zbyt optymistycznie podchodziły do oceny perspektyw, zwracając uwagę jednie na działania banków centralnych i ignorując ryzyka. Przy tej okazji nasuwa się refleksja, czy podobny scenariusz nie rozegra się w Polsce. Bardzo gwałtowne znoszenie restrykcji od połowy maja sprzyja ożywieniu, ale oznacza też trudniejszą walkę z wygaszaniem wirusa, co może niekorzystnie odbić się na sytuacji ekonomicznej za jakiś czas.
Z frontu ekonomicznego napływają mieszane sygnały. Z jednej strony nastąpiła umiarkowana poprawa sentymentu konsumentów (efekt dotarcia wypłat zasiłków), z drugiej opublikowane w nocy dane z Chin pokazują niewielkie tempo ożywienia gospodarczego.
W tym tygodniu mamy aż trzy wystąpienia szefa Fed, ale czy może on obiecać rynkom cokolwiek nowego? Wydaje się, że w tej sytuacji kluczowe będą jutrzejsze dane o sprzedaży detalicznej w USA. RPP po ostatniej obniżce stóp już nie powinna zaskakiwać, a kurs złotego będzie zależeć od utrzymania się korekty na globalnych rynkach. Warto zwrócić uwagę, że polityka ograniczania rentowności obligacji przez Fed nie służy dolarowi i jego umocnienie (na fali obecnych spadków na giełdach) może okazać się przejściowe. Dziś o 9:40 euro kosztuje 4,4529 złotego, dolar 3,9600 złotego, frank 4,1519 złotego, zaś funt 4,9495 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA