W USA w maju sprzedaż detaliczna wzrosła aż o 17,7% w skali miesiąca, odrabiając praktycznie kwietniową zapaść. Wzrost ten był ponad dwukrotnie większy od oczekiwań rynku i sugeruje on, że konsumenci wykorzystali rządowe wsparcie (które dotarło w drugiej połowie kwietnia w formie jednorazowych wypłat) oraz otwarcie sklepów do zwiększenia konsumpcji. Świadczy o tym fakt, iż bardzo mocno wzrosły wydatki na ulepszenie domu czy ogrodu, co raczej nie jest dobrem pierwszej potrzeby. W ujęciu rocznym sprzedaż nadal była niższa i oczywiście jest ogromny znak zapytania czy ta poprawa się utrzyma (skoro wypłaty miały charakter jednorazowy), ale dane pokazały przynajmniej, że amerykański konsument nie boi się wydawać pieniędzy, a to może poprawić ocenę sytuacji w firmach. Rynek zareagował na te dane bardzo optymistycznie i przymknął oko na fakt, że produkcja przemysłowa w maju praktycznie nie wzrosła (co ciekawe, w Chinach to właśnie produkcja odrodziła się jako pierwsza).
Z drugiej strony niepokojąco znów wyglądają dane epidemiologiczne. Wczoraj globalnie odnotowano kolejny rekord nowych przypadków COVID, ale co istotniejsze dla rynków, choroba nawraca w miejscach, gdzie wcześniej notowano poprawę. W Pekinie zamknięto szkoły i wprowadzono na nowo część ograniczeń po zdiagnozowaniu nowego ogniska, w USA w kilku dużych stanach notowane są rekordowe ilości zarażeń po otwarciu. Te informacje tonują nieco nastroje, choć na rynkach dziś rano przeważa optymizm. Inwestorzy na razie ignorują też napięcia na Półwyspie Koreańskim oraz na linii Chiny-Indie.
Warto wspomnieć też o wczorajszej decyzji RPP, która choć nie zmieniła parametrów polityki pieniężnej, w komunikacie odniosła się do kursu walutowego, dając do zrozumienia, że nie chciałaby widzieć większego umocnienia złotego. Efekt jest na rynku widoczny – od wczoraj złoty zachowuje się gorzej niż inne waluty rynków wschodzących.
Środę zaczęliśmy od słabych danych z Japonii – spadek wolumenów w handlu zagranicznym w maju był sporo głębszy niż w kwietniu, co pokazuje, że globalnie trudno mówić na razie o mocnym ożywieniu. O 14:30 poznamy kolejne dane z USA, tym razem o rozpoczętych budowach domów, o 16:30 dane o zapasach paliw, zaś o 18:00 rozpocznie się kolejne przemówienie szefa Fed w Kongresie. Wczoraj wykluczył on wprowadzenie ujemnych stóp procentowych, pomagając w ten sposób dolarowi. Dziś o 8:35 euro kosztuje 4,4623 złotego, dolar 3,9562 złotego, frank 4,1647 złotego, zaś funt 4,9750 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA