Rynek walutowy na świecie funkcjonuje w tym roku w nowych okolicznościach. W wyniku bezprecedensowo agresywnych poczynań banków centralnych rentowności obligacji niemal stanęły w miejscu. Najlepszym przykładem jest USA, gdzie wczoraj mieliśmy jednocześnie kolejny rekord indeksu Nasdaq i spadek rentowności 10-latki w okolice 0,6%. Dla rynku walut rentowności obligacji były od lat drogowskazem atrakcyjności. Rosnące rentowności oznaczają wzrost atrakcyjności danej waluty, ponieważ zazwyczaj odzwierciedlają lepszą koniunkturę i oczekiwania na podwyżki stóp procentowych. Jednak w nowej rzeczywistości, gdy banki centralne prześcigają się w zapewnianiu, że „ani myślą aby myśleć o podwyżkach stóp" (cytuję wypowiedź prezesa Fed po ostatniej konferencji) ten kanał przestał działać, a inwestorzy zmuszeni zostali do poszukiwania nowych punktów odniesienia.
W dużym stopniu takim barometrem stały się indeksy giełdowe i ceny niektórych surowców, a notowania wielu walut zaczęły funkcjonować głównie w zerojedynkowym systemie apetyt/awersja na ryzyko. Dotyczy to przede wszystkim walut rynków wschodzących, w tym złotego. To zaś oznacza, że nie można wykluczyć dość burzliwych wakacji na naszym rynku. Notowania przez dłuższy czas były stabilne – euro kosztowało nieco ponad 4,40 złotego, dolar nieco ponad 3,90 złotego. W ostatnim czasie rynki konsekwentnie ignorowały sygnały nawrotu pandemii, ale tu można byłoby przywołać powiedzenie, że zbicie termometru nie powoduje spadku temperatury. Dane z USA są niezaprzeczalnie coraz gorsze i nic nie wskazuje, aby sytuacja miała się samoistnie poprawić. Inne kraje nie chcą dopuścić do podobnej sytuacji, ale to oznacza nowe ograniczenia – po Izraelu i Australii dziś jest to Hong Kong. To zaś komplikuje perspektywy ożywienia gospodarczego. Rynki do tej pory reagowały bardzo krótkotrwale, bo wielu inwestorów uważa, że zmarnowało okazję do tańszych zakupów akcji i stąd spadki cen są szybko wykorzystywane. Jednak jeśli sytuacja się nie ustabilizuje, może dojść do większego przesilenia i to jest podstawowe ryzyko dla złotego. Innymi słowy ryzyko osłabienia i umocnienia stało się wyraźnie asymetryczne na korzyść tego pierwszego.
Piątkowy kalendarz makro jest dość spokojny – główne dwie pozycje to inflacja PPI w USA i dane z rynku pracy z Kanady (obydwie publikacje o 14:30). Nacisk będzie przede wszystkim na dane epidemiologiczne – te kluczowe z USA napływają ok. 17-18 naszego czasu. Tymczasem o 9:10 euro kosztuje 4,4774 złotego, dolar 3,9767 złotego, frank 4,2175 złotego, zaś funt 5,0011 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA
Główny Ekonomista XTB