Brak porozumienia pomiędzy norweskim koncernem StatoilHydro, który jest największym sprzedawcą gazu z Morza Północnego, a firmami, które chcą transportować surowiec projektowanym rurociągiem Skanled, może doprowadzić do zaniechania jego budowy. Gdyby do tego doszło, Polska może zapomnieć o dywersyfikacji dostaw błękitnego paliwa poprzez import z kierunku północnego.
Skanled ma połączyć norweskie złoża z odbiorcami w Norwegii, Szwecji i Danii. Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo zarezerwowało w nim moce przesyłowe, aby transportować gaz do Danii, a następnie tamtejszą siecią do projektowanego rurociągu Baltic Pipe, którym surowiec ma trafić do Niechorza (woj. zachodniopomorskie). Bez długoterminowego kontraktu na dostawy gazu z Norwegii udział PGNiG i polskich firm we wszelkich projektach związanych z budową infrastruktury przesyłowej z kierunku północnego nie miałby sensu.
[srodtytul]Kluczowa Yara[/srodtytul]
Z informacji „Parkietu” wynika, że kluczową sprawą, od której rozstrzygnięcia zależy powodzenie projektu Skanled, jest podpisanie umowy na dostawy gazu pomiędzy StatoilHydro a największym w Europie koncernem nawozowym, norweską Yarą. To właśnie z tego powodu przesunięto z 1 kwietnia na 5 maja termin złożenia planu budowy gazociągu w norweskim Ministerstwie Ropy i Energii. Jego zatwierdzenie będzie podstawą do rozpoczęcia budowy Skanledu, której koszty szacowane są na około 5,4 mld zł.
Rozmowy norweskich firm są trudne. W ostatnich dniach marca Yara, która chce transportować gaz do swoich zakładów, oskarżyła StatoilHydro o brak elastyczności w prowadzonych negocjacjach. Nie wiadomo, czy w ten w sposób chciała zmusić potencjalnego dostawcę do ustępstw, czy też był to tylko pretekst do wycofania się z rezerwacji przepustowości w Skanledzie. Z nieoficjalnych informacji wynika, że Yara chciała przesyłać 0,6–1 mld m sześc. gazu rocznie.