Nie chodzi tylko o większy import gazu, ale też nowe zasady funkcjonowania spółki EuRoPol Gaz, odpowiedzialnej za tranzyt rosyjskiego surowca przez nasz kraj.
Zarząd polskiej spółki czeka na odpowiedź Gazpromu na przesłane propozycje rozwiązań najbardziej spornych kwestii. Możliwość porozumienia pojawiała się w trakcie rozmów, jakie szefowie obu firm przeprowadzili na początku października w czasie Światowego Kongresu Gazowniczego w Argentynie.
Ministerstwo Gospodarki, które odpowiada za negocjacje międzyrządowe, przyznaje, że uzgodnienia między firmami mają decydujące obecnie znaczenie. PGNiG musi zapewnić sobie dodatkowe ilości gazu rosyjskiego, bo – jak przyznaje zarząd – do zamknięcia tegorocznego bilansu może zabraknąć ok. 400–500 mln m sześc. surowca. Tym bardziej że zbliża się zima, a w ostatnich dniach popyt wzrósł o jedną trzecią – do 42 mln m sześc. na dobę.
Eksperci obawiają się, że jeśli nadejdzie mróz i zapotrzebowanie przekroczy 50 mln m sześc., a dodatkowych dostaw od Rosjan nie będzie, to trzeba będzie ograniczyć dostawy do największych odbiorców, czyli zakładów azotowych. Tak jak to miało miejsce na początku roku. W przyszłym roku może w kraju brakować około 2 mld m sześc. gazu (roczne zapotrzebowanie w Polsce to ok. 14 mld m sześc.).
Ministerstwo Gospodarki potwierdza, że praktycznie ustalone zostały m.in. wielkości dostaw rosyjskiego gazu do Polski w następnych latach. Chodzi o wydłużenie o 12 lat obowiązującego do 2022 r. kontraktu między PGNiG i Gazpromem. Poza tym w umowie mają być zapisane dodatkowe ilości surowca. Resort nie ujawnia, jak duże. Ale właśnie ze względu na popyt Rosjanie będą sprzedawać Polsce w kolejnych latach po 9–10 mld m sześc. gazu rocznie. Jeśli te nieoficjalne informacje potwierdzą się, to Gazprom pozostanie głównym dostawcą gazu do Polski, i to nawet przy założeniu wzrostu popytu do ok. 18 mld m sześc. rocznie (teraz rosyjski import pokrywa połowę zapotrzebowania).