Rynek kapitałowy jest nimi rozczarowany. Bo nie dość, że po ostatnich decyzjach największego akcjonariusza – Skarbu Państwa – nie ma złudzeń co do podziału zysków w kolejnych latach, to nie znikają niepewności dotyczące kolejnych inwestycji w bloki węglowe po 2020 r., które w warunkach rynkowych nie będą opłacalne.
A od PGE – jako grupy z najlepszym na razie bilansem w sektorze – minister energii może oczekiwać największego wkładu i zaangażowania w ich realizację. – Rynek nie oczekiwał, że tych inwestycji nie będzie. Nastawiony był jednak na to, że zarząd przedstawi konkretne projekty i pokaże, jaki będzie balans między nakładami a dywidendą. Tymczasem w temacie nowych inwestycji nadal mamy czystą kartę – podkreśla Kliszcz.
Analityków rozczarował też ogólnikowy charakter strategii PGE. – Jeśli spółka nie chciała prognozować corocznego zysku netto, to przynajmniej powinna pokazać, jakie są jej aspiracje w perspektywie 2020 r. pod względem wyniku netto lub EBITDA, dywidend czy celów strategicznych – mówi Bartłomiej Kubicki z Societe Generale. Zabrakło mu także wskazania konkretnych aktywów uznanych za niestrategiczne i sklasyfikowania ich do poszczególnych kategorii. – Spółka nie chciała jeszcze tego pokazać, ale tego wymagałaby odpowiedzialność względem akcjonariuszy mniejszościowych – twierdzi Kubicki.
W opozycji do PGE stawiane są plany rozwoju Tauronu, który podał dalekosiężne estymacje. Dlatego strategia tej spółki – mimo że też mało zaskakująca – oceniana jest przez rynek jako bardziej transparentna. Faktem jednak jest także to, że katowicka grupa miała łatwiejsze zadanie – pokazania cięć kosztów i nakładów inwestycyjnych.
– Da się zarobić na tej pokazanej przewidywalności. Zwłaszcza że Tauron może być beneficjentem systemu wsparcia dla elektrowni konwencjonalnych związanego z wprowadzeniem mechanizmów mocowych – twierdzi analityk DM mBanku i wskazuje Tauron jako najlepszą opcję inwestycyjną spośród państwowych spółek energetycznych, nawet mimo braku dywidendy do 2020 r.