Departament Stanu USA wyraził sprzeciw wobec budowy gazociągu Nord Stream 2. Za tymi słowami poszły też konkretne działania. Amerykanie ostrzegli państwa i firmy zaangażowane w projekt Nord Stream 2, że mogą nałożyć na nie sankcje ekonomiczne. Los taki może spotkać m.in. banki które zechcą udzielić na tę inwestycję kredytów lub gwarancji.

Podstawą prawną nałożenia ewentualnych sankcji jest regulacja CAATSA (ustawa o przeciwdziałaniu przeciwnikom USA). Na razie nie została ona jednak jeszcze wprowadzona w życie przez administrację urzędującego prezydenta Donalda Trumpa.

Heather Nauert, rzecznik Departament Stanu USA powiedziała podczas wczorajszej konferencji, że Nord Stream 2 podważyłby ogólne bezpieczeństwo energetyczne i stabilność Europy. To z kolei zapewniłoby Rosji kolejne narzędzie nacisku na kraje europejskie, w szczególności takie kraje jak Ukraina. Przypominała, że w przeszłości Rosja przykręcała kurek z gazem próbując wywrzeć polityczny wpływ na niektóre kraje.

Do deklaracji USA ustosunkował się na Twitterze premier Mateusz Morawiecki. - Przyjmuję z zadowoleniem dzisiejsze oświadczenie Departamentu Stanu ws. sankcji, które mogą spotkać firmy zaangażowane w projekt Nord Stream II. Podmywa on europejskie bezpieczeństwo energetyczne prowadząc do monopolizacji dostaw gazu oraz zagraża Ukrainie - powinien zostać zatrzymany - stwierdził Morawiecki.

Nord Stream 2 to projekt budowy gazociągu mającego przebiegać po dnie Bałtyku, łączącego Rosję z Niemcami, o długości około 1,2 tys. km. Jego celem politycznym jest m.in. wyłączenie Ukrainy z tranzytu rosyjskiego surowca do Europy Zachodniej. Inwestycję chce zrealizować konsorcjum firm z dominującym udziałem rosyjskiego Gazpromu. Mniejszościowymi udziałowcami są: BASF/Wintershall, Engie, E.On, OMV oraz Shell.