Dziś rano kurs ropy naftowej typu Brent spadał nawet poniżej 17 USD za baryłkę. Tym samym był najniższy od 1999 r. Powodem obecnej sytuacji jest zdecydowanie większa podaż surowca niż zgłaszany na niego popyt i to pomimo malejącego wydobycia. Innymi słowy produkcja ropy spada wolniej niż zapotrzebowanie na nią zgłaszane przez rafinerie. O tym jak bardzo rozchwiany jest rynek świadczą m.in. ujemne wyceny niektórych kontaktów na dostawy ropy. Trudno jednak o inną reakcję producentów, czy dostawców surowca na rynek w sytuacji, gdy magazyny są pełne, a kolejne transporty z pół naftowych zmierzają w kierunku portów. W tym kontekście trzeba też mieć na uwadze, że zatrzymanie lub chociażby ograniczenie wydobycia przez firmy prowadzące tego typu działalność wymaga czasu. To nie tylko kwestia decyzyjności ale często i aspekt techniczny.
Gwałtowny spadek popytu na ropę to z kolei konsekwencja rozprzestrzeniającej się pandemii koronawirusa, a dokładniej spowolnienia gospodarczego obserwowanego na całym świecie w następstwie wprowadzenia wielu restrykcji, których celem było ograniczenie zarażeń. Zamrożenie aktywności firm i obywateli spowodowało gwałtowny spadek zapotrzebowania na paliwa i inne produkty ropopochodne. Widać to chociażby na polskich stacjach paliw, gdzie obroty (w zależności od obiektu) spadły od 20 proc. do nawet 80 proc. w stosunku do tych sprzed wybuchu pandemii.
Obecne niskie ceny ropy w krótkim terminie mają pozytywny wpływ na działalność Orlenu i Lotosu. Dla nich oznacza to niższe koszty zakupu surowca przerabianego w rafineriach. Mało kto wierzy jednak, że kurs ropy pozostanie na tak niskim poziomie. Z drugiej strony przy obecnych cenach nie da się nabyć dużych jego ilości na zapas, bo jest problem z magazynowaniem.
Dla firm paliwowych zmartwieniem jest też bardzo mały popyt na paliwa. Ani Lotos, ani Orlen nie informował jeszcze, że zmniejszył przerób ropy. To z kolei może oznaczać, że w obu spółka rosną zapasy paliw i za chwilę pojawi się problem, co z nimi robić.
W tej sytuacji ceny paliw na stacjach mogą nadal spadać. Ostatnie szacunki analityków e-petrol.pl mówią, że średnia cena benzyny Pb95 będzie najbliższych dniach wynosić do 3,87-4,04 zł za litr, a oleju napędowego 4,05-4,18 zł. Dalsze spadki zapewne są nieuniknione. Pytaniem jest jednak ich skala. Może być ona stosunkowo niewielka, gdyż w Polsce, tak jak w całej Europie, ogromny wpływ na finalną cenę paliw mają podatki. Dziś w litrze benzyny Pb95 kupowanej przez nas na stacjach 37,7 proc. ceny stanowi akcyza, 18,6 proc. VAT, 4 proc. opłata paliwowa, a 2 proc. opłata emisyjna. W cenie oleju napędowego jest to odpowiednio: 27,6 proc., 18,7 proc. 7,7 proc. i 1,9 proc. Tymczasem jeszcze kilka tygodni temu udział podatków w obu paliwach był znacznie mniejszy.