Chodzi przede wszystkim o dodatkowe ok. 2 USD marży rafineryjnej na każdej baryłce przerabianej w Gdańsku ropy naftowej. Jeszcze pod koniec ubiegłego roku takiego wyniku nie udało się osiągnąć. Dopiero ten rok przyniósł istotną poprawę.
„Spółka szacuje, że marginalna marża rafineryjna generowana dzięki projektowi EFRA w I kwartale 2021 r. była zbliżona do 2 USD, z tendencją do poprawy" – informuje biuro prasowe Lotosu. Dodaje, że jej wysokość zależy od wielkości różnicy w zyskowności tzw. średnich destylatów (olej napędowy, lekki olej opałowy i paliwo lotnicze) w stosunku do HSFO (ciężki olej opałowy) odnotowywanych na globalnych rynkach. Im ta różnica jest większa, tym koncern osiąga wyższą dodatkową marżę rafineryjną. W I kwartale tego roku średnia różnica pomiędzy marżami uzyskiwanymi na oleju napędowym a ciężkim olejem opałowym wynosiła 12,82 USD na baryłce. Dla porównania kwartał wcześniej było to zaledwie 9,08 USD. Rok temu sięgała za to 28,46 USD.
Tendencję rosnącą na uzyskiwanej przez Lotos całościowej marży rafineryjnej widać od początku roku. W styczniu wynosiła ona 1,9 USD na każdej baryłce przerobionej ropy, w lutym – 2,8 USD, w marcu – 3,4 USD, a w kwietniu – już 4,3 USD. Rosnąca zyskowność produkcji paliw uzasadnia jednak te zmiany w części.
Spółka przyznaje, że obserwowany w ostatnich miesiącach wzrost marży rafineryjnej to przede wszystkim konsekwencja rozszerzenia się dyferencjału Brent/Ural, czyli różnicy w cenie między ropą wydobywaną spod dna Morza Północnego i rosyjską, którą głównie przetwarzają polskie rafinerie. Wpływ na nią ma także cena gazu ziemnego zużywanego przez różne instalacje spółki. Utrzymujące się od pewnego czasu wysokie ceny błękitnego paliwa mają negatywny wpływ na marżę rafineryjną. Rosnące z tego tytułu koszty koncern kompensuje sobie jednak wyższymi wpływami uzyskiwanymi z wydobycia gazu.