Autorowi „Nieuniknionego" się udało – nie tylko trafia w sedno, ale robi to całkiem błyskotliwie („Chcemy, żeby samoprowadzący się samochód był nieludzko skoncentrowany na drodze, a nie przeżywał tego, że pokłócił się z garażem"). Co prawda mógłby sobie darować zdania w stylu: „Intensywny rozwój płynnych strumieni jest procesem addytywnym, a nie subtratywnym", rażących na tle potoczystej, bogatej w przykłady i anegdoty narracji, można mu to jednak wybaczyć – nie ma ich na szczęście zbyt wiele. Kevin Kelly opisuje procesy, które na naszych oczach zaczęły się materializować – ciągłą ewolucję oprogramowania wykorzystywanych przez nas urządzeń, powstawanie sztucznej inteligencji, „ekranizację" życia, powszechne udostępnianie i kopiowanie treści w sieci, dzięki któremu każdy może być twórcą (i tworzywem?). Płynnie przechodzi od tego, co już sami obserwujemy, do tego, w jakim kierunku to wszystko zmierza, dzięki czemu jego wizje są plastyczne i nie sposób się z nimi nie zgodzić. Inteligentny dom, do którego są na bieżąco dostarczane – przez drony, robofurgonetki i roborowery – „prenumerowane" (a więc nieposiadane) przez mieszkańca przedmioty, np. komputery, które starzeją się tak szybko, że są wkrótce wymieniane na nowe, a nawet ubrania, które po jednokrotnym użyciu, są automatycznie odbierane, prane, ewentualnie przerabiane i przekazywane innemu „subskrybentowi" – to wizja science fiction, ale w dobie „współdzielenia samochodów" (coraz popularniejszego car sharingu), zaskakuje nas już tylko trochę. A właściwie wcale. Niedowierzanie ustępuję niecierpliwości – kiedy wreszcie tak będzie? Trudno jednak we wszystkim podzielić entuzjazm autora, który największemu wyzwaniu związanemu z rozwojem technologicznym poświęca mało miejsca. „W miarę rozwoju sztucznej inteligencji może się okazać, że trzeba będzie opracować sposób na to, jak nie dopuścić do uzyskania przez nią świadomości". Czytając „Nieuniknione..." trudno oprzeć się wrażeniu, że jednak nam się to nie uda.