I myślę, że warto do niej sięgnąć, by krytyczniej spojrzeć na giełdową gorączkę wokół różnych technologicznych spółeczek. „Fakap. Czyli moja przygoda z korpoświatem" to dzieło, które sprawi, że będziecie zarówno umierać ze śmiechu, jak i porządnie się wkurzać.
Jej autor Dan Lyons był cenionym dziennikarzem amerykańskiego „Newsweeka", specjalizującym się w branży technologicznej. Został zwolniony z pracy przez jakichś korpogeniuszy optymalizujących koszty i znalazł nową posadę w firmie HubSpot , „dynamicznym" startupie z Bostonu. Dosyć szybko przekonał się, że atmosfera pracy w tej spółce bardzo przypominała atmosferę w sekcie. Firma – podobnie jak tysiące innych startupów – ponosiła straty, była fatalnie zarządzana, oferowała klientom dosyć słabe produkty, zatrudniała „za słodycze" tabuny dwudziestolatków utrzymywanych w przeświadczeniu, że praca powinna być imprezowaniem. A mimo to oferta publiczna firmy HubSpot okazała się wielkim sukcesem.
Jeden z szefów spółki przynosił na zebrania zarządu pluszowego misia, mającego być symbolem klienta, napisał na ten temat artykuł w serwisie społecznościowym LinkedIn, a tysiące korpoludków uznało niecodzienne zachowanie tego menedżera za „przełom w zarządzaniu". Lyons bardzo się znęca nad kulturą korporacyjną panującą w startupach, nad ich modelami biznesowymi, a także nad polityką zatrudnienia. Sam doświadczył w swojej firmie dyskryminacji ze względu na wiek. Poświęca miejsce również sztuczkom stosowanym przy okazji IPO, służącym nabijaniu inwestorów w butelkę.
Wnioski z lektury są mało optymistyczne. Boom ze startupami nastąpił głównie w wyniku luźnej polityki pieniężnej Fedu, która napompowała fundusze venture capital oraz uniwersyteckie fundusze powiernicze. Uruchomiło to rzekę pieniędzy dla startupów. Załapało się na nią wiele spółek, których racją bytu jest jedynie wyciąganie pieniędzy od inwestorów. Bardzo mocna lektura. Nie dziwię się, że kilku cwaniaczków z HubSpotu było podejrzanych o próbę wykradzenia tej książki przed jej publikacją.