Wielu internautom korzystającym z Facebooka, Twittera, Instagramu, SnapChata i innych popularnych serwisów społecznościowych nazwa AIM nic nie mówi, podobnie jak nazwa firmy, która go stworzyła w 1997 r. Tymczasem AOL (formalnie America Online) był niegdyś potęgą, dla wielu osób – szczególnie za Atlantykiem – była to brama do nowego wtedy świata internetu. Był też pierwszą internetową spółką, która trafiła na giełdę – w 1992 r., na długo zanim świat usłyszał o bańce dotcomów.
Takie firmy jak AOL, IBM, Microsoft, Apple, Cisco, Sprint i HP stanowiły pierwszą falę internetowej rewolucji. Dziś, z wyjątkami, zeszły w cień swoich dzieci, które korzystają ze zbudowanej przez nie infrastruktury: Google'a, Amazona, Facebooka, eBaya i podobnych. Steve Case, jeden z założycieli AOL i wieloletni jej prezes (obecnie jest to tylko marka należąca do Oath, spółki córki Verizon Communications), te powszechnie znane dziś firmy określa mianem drugiej fali internetu. Ona także, choć dziś może być w to trudno uwierzyć, przeminie. Ustąpi miejsca trzeciej, którą Case wieszczy w książce o takim samym tytule. To nieskrywane nawiązanie do słynnej „Trzeciej fali" Alvina i Heidi Tofflerów z 1980 r., która przepowiadała nadejście epoki informacji.
To, co Tofflerowie przewidywali, dziś jest rzeczywistością. Czy tak samo będzie z trzecią falą, którą prognozuje Case? Jest to niemal przesądzone. Architekt sukcesów AOL nie kryje bowiem, że właściwie uprawia „nowcasting", pisze o zjawiskach, których zalążki już widać. Pod znakiem zapytania jest jedynie to, jak bardzo się upowszechnią. „Trzecia fala to epoka, w której internet przestaje należeć do firm internetowych. To epoka, w której produkty będą wymagały internetu, nawet jeżeli on nie będzie ich definiował. To epoka, w której informacja, że coś jest wyposażone w dostęp do sieci, zacznie wydawać się równie bezsensowna, jak ta, że coś jest wyposażone w dostęp do elektryczności" – pisze autor. Krótko mówiąc, trzecia fala to internet rzeczy, internet wszystkiego.
Zdaniem Case'a firmy trzeciej fali pod wieloma względami będą mierzyły się z problemami bliższymi spółkom pierwszej fali niż swoim bezpośrednim poprzednikom. Będą musiały m.in. przekonać ludzi... że są im potrzebne. Tak jak AOL, którego prezes na początku lat 90. był pytany przez producentów komputerów osobistych, po co właściwie mają instalować w nich modemy. To „tworzenie" potrzeb będzie wymagało wytrwałości, częstego zmieniania koncepcji biznesowych i dostosowywania się do wszechobecnych regulacji. AOL narodził się na gruzach innych spółek, której Case współtworzył. Można mu więc wierzyć. GS