W porównaniu do poprzedniego miesiąca liczba pracujących zmalała o 0,2 proc. (12 tys.), do 6,38 mln. Spadki zatrudnienia w maju nie są niczym nadzwyczajnym. Wystąpiły też m.in. w dwóch minionych latach, ale były znacznie mniejsze. Gorszy od tegorocznego był pod tym względem jedynie maj 2009 r., gdy polska gospodarka hamowała w związku z globalnym kryzysem finansowym.
W tym roku zatrudnienie zmalało też w kwietniu (o 2 tys. osób). Z taką wiosną na rynku pracy mieliśmy poprzednio do czynienia w 2012 r. Wtedy także polska gospodarka traciła impet w związku z kryzysem fiskalnym w strefie euro.
Obecnie polska gospodarka rozwija się zaskakująco szybko, choć ze spowolnieniem zmaga się strefa euro. Spadek zatrudnienia w ostatnich miesiącach może być pierwszym sygnałem, że dekoniunktura wkrótce dotrze też nad Wisłę. Ekonomiści uważają jednak, że świadczy on raczej o coraz bardziej dotkliwym dla firm niedoborze pracowników niż o osłabieniu zapotrzebowania na nich.
O dużym popycie na pracowników świadczyć może choćby majowe przyspieszenie wzrostu płac. Przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw zwiększyło się o 7,7 proc. rok do roku, po 7,1 proc. w kwietniu. Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie spodziewali się odczytu na poziomie 7,2 proc.
Tak szybko, jak w maju, wynagrodzenia w przedsiębiorstwach rosły poprzednio w listopadzie ub.r. Średnio w pierwszych pięciu miesiącach roku dynamika płac wynosiła 7,1 proc., tak jak w tym samym okresie ub.r.