- Sprawnie działający mechanizm polskiej gospodarki zaczyna dławić rynek pracy – pisze w dzisiejszym „Dzienniku Gazecie Prawnej" minister finansów Teresa Czerwińska. – Trendy demograficzne wskazują, że może się to jeszcze nasilić. Trzeba więc sięgać po rezerwy, wspierać rynek, aktywizować biernych zawodowo – dodaje. I podaje receptę: zmniejszenie klina podatkowego.
Ten klin to różnica pomiędzy tym ile pracodawca musi wydać na zatrudnienie pracownika, a tym co ten pracownik dostaje na rękę. – Obie strony wolałyby, aby wynik tego matematycznego działania był jak najbliższy zeru – przyznaje szefowa resortu finansów.
Ale w tej układance jest jeszcze trzecia strona, czyli budżet państwa. Ten zyskuje, gdy klin jest wysoki. Teoretycznie. Bo jeśli jest zbyt wysoki, pracodawcy i pracownicy zaczynają podejmować działania, dzięki którym do budżetu oddają mniej. Minister podaje przykład: pracownik chce od pracodawcy etatu i 3000 zł pensji. Pracodawca odpowiada mu, że da 4000 zł, ale na umowę zlecenia, albo wręcz na czarno. Pracownik i pracodawca dzielą się pieniędzmi z klina, a budżet traci.
- Klin zachęca więc do szukania ścieżek wiodących na przełaj, nie zawsze w zgodzie z przepisami – pisze minister finansów. Jej zdaniem to z tego powodu wiele osób wybiera zasiłki i dorabia do nich bez umowy. Co więcej niższe opodatkowanie i oskładkowanie umów cywilnoprawnych, zwanych umowami śmieciowymi, wypycha na nie rzesze pracowników, często młodych.
W Polsce klin podatkowy według wyliczeń OECD, na które powołuje się Czerwińska, to 36 proc. To wynik zbliżony do średniej dla krajów OECD. Nasz klin jest jednak – jak zauważa szefowa resortu finansów – płaski. Dla osoby żyjącej z płacy minimalnej oraz takiej, która zarabia o 2/3 więcej niż wynosi średnia krajowa, jest niemal identyczny. – Należymy do krajów o najniższej progresji wysokości klina podatkowego – zauważa minister. W grupie pracowników z zarobkami pomiędzy 67, a 167 proc. średniego wynagrodzenia klin to zaledwie 1 pkt proc. Średnia w krajach OECD to 8 pkt proc.