Polskie akcje wyraźnie zyskują od październikowych wyborów, indeksy w tym czasie skoczyły już o ok. 30 proc. Czy ten wzrost wypełnił już dyskonto, którym obarczone były nasze spółki?
Dystans, jeśli chodzi o wyceny między Polską a innymi rynkami wschodzącymi, w ostatnich miesiącach się zmniejszył, ale krajowe spółki wciąż są stosunkowo tanie. Trend wzrostowy trwa, firmy wciąż są atrakcyjnie wycenione, a do tego dochodzi poprawa sytuacji gospodarczej – to odpowiednie środowisko do inwestowania w akcje.
W kwietniu 2023 r. w Parkiet TV prognozowałeś że WIG20, który wtedy wynosił ok. 1,9 tys. pkt, może wzrosnąć do 2400 pkt zimą. I tak się stało. Jak oceniasz te zwyżki, które widzimy na GPW?
Rzeczywiście tak było. Wspominałem też wtedy o wyliczeniach, z których wynikało, że po uwzględnieniu skumulowanej z trzech poprzednich lat inflacji WIG20 „powinien” sięgać 2900 pkt. Wyobrażam sobie, że obecna hossa powinna się wyczerpać dopiero na tym pułapie. Dzisiaj nie dostrzegam znaków końca hossy, nie widzę np. na polskim rynku hurraoptymizmu właściwie nigdzie, nie widzę wskaźników sugerujących, że jest za drogo, takich jak np. C/Z. Nie widać także nadmiaru wpłat do funduszy akcji, które sugerowałyby nieprzemyślane decyzje inwestorów, a wręcz przeciwnie – fundusze akcji notują odpływy. Gospodarka jest dziś na trajektorii wzrostowej, nie mamy sytuacji, w której dynamika PKB sięga 6 proc. i wszystko już jest rozpalone do czerwoności. Krótko mówiąc, raczej jesteśmy w dobrym, wygodnym momencie hossy. Oczywiście po takich wzrostach nie jest łatwo kupować, ale czy ktoś miałby sprzedać akcje i włożyć pieniądze na lokatę? Na koniec roku inflacja prawdopodobnie będzie wyższa niż dziś, więc nie byłoby to najmądrzejsze rozwiązanie.
Czy nie zapala się jednak lampka ostrzegawcza w związku z jednomyślnością analityków i zarządzających, którzy liczą na kontynuację hossy?
Z całego tego pięknego obrazu, o którym mówimy, właśnie ta jednomyślność nie jest wskazana, ale mimo wszystko trzymam się tego, że jesteśmy raczej w środku hossy niż blisko jej końca.
WIG20 napędzają banki. Czy duże spółki będą lokomotywą rynku w kolejnych miesiącach?
WIG20 ciągle radzi sobie dobrze i pewnie tak to będzie wyglądało w kolejnych miesiącach. A wracając do poprzedniego pytania, warto wspomnieć też o transferach do funduszy akcji polskich. W bankach, które są dystrybutorami funduszy, optymizmu co do GPW nie ma. Co więcej, w styczniu przeważały odpływy w funduszach akcji i to akurat nie jest zgodne z moimi prognozami sprzed kilku miesięcy. Wyobrażałem sobie, że klienci TFI będą wpłacać pieniądze do funduszy akcji, a jednak są bardzo ostrożni. Wygląda na to, że osoby, które pracują w bankach i odpowiadają za politykę dystrybucji funduszy, ewidentnie preferują produkty dłużne, a akcje są zapomniane. Mieszanka tych dwóch zjawisk – braku wpłat i zwyżki cen akcji – oznacza, że trend jest zdrowy. Nie sądzę, żeby przez polską giełdę przeszła hossa i żaden bank czy dystrybutor TFI tego nie wykorzystał, choć pewnie nie w takiej skali jak w latach 2003–2007.
Czy w mniejszych spółkach, tych z sWIG80, także widzisz potencjał do zwyżek?
Tak, one także nie są drogo wyceniane, C/Z jest na poziomie około dwunastokrotności. Jest to nawet dość niski poziom wyceny, a do tego często są to mocne, zdrowe, prywatne przedsiębiorstwa. Nie ma dziś powodów do ucieczki z tego segmentu rynku.
Nadal preferujesz polski rynek czy może zerkasz za granicę?
Tak, preferuję Polskę. Do USA bym się nie pchał, bo tam jest już drogo. Jeśli ktoś ma więcej odwagi, to może warto spojrzeć na rynek chiński, ale mówię to jako osoba niespecjalizująca się w tym rynku. Sygnały analizy technicznej i różne tamtejsze wskaźniki wyglądają lepiej. Lubię takie okoliczności, gdy mamy hasła o olbrzymim kryzysie, podczas gdy rynek już przestał spadać.