Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych

GetBack zmienił się w firmę Capitea i realizuje postanowienia układowe. Ze spółką na dobre rozstał się już Abris. Rynek stara się zapomnieć o tym, co stało się w 2018 r., ale nie jest to takie proste. Ta sprawa ma bowiem różne odcienie szarości.

Publikacja: 12.04.2024 06:00

GetBack z wschodzącej gwiazdy rynku szybko stał się jego koszmarem. Dzisiaj spółka funkcjonuje już p

GetBack z wschodzącej gwiazdy rynku szybko stał się jego koszmarem. Dzisiaj spółka funkcjonuje już pod nazwą Capitea. Fot. shutterstock

Foto: MOZCO Mateusz Szymanski

To był poniedziałek, 16 dzień kwietnia 2018 roku. Prognozy pogody wskazywały, że czeka nas pochmurny dzień. Rynek kapitałowy, który po weekendowej przerwie powoli budził się do życia, jeszcze nie wiedział, że czeka go prawdziwe tsunami zmiatające z rynku kilka podmiotów i zmieniające jego krajobraz.

Pamiętny poranek

O godz. 7.17 w systemie ESPI pojawia się komunikat firmy windykacyjnej GetBack. Ta od kilku tygodni jest tematem numer jeden na rynku. Jego uczestnicy coraz głośniej zadają pytania, czy firma, która jeszcze do niedawna uważana była za rynkową gwiazdę, jest w stanie obsługiwać zobowiązania. Wydany rano komunikat ma uspokoić sytuację. Mowa jest w nim o tym, że spółka jest dogadana z PFR i PKO BP na finansowanie na łączną kwotę 250 mln zł. Efekt jest odwrotny od zamierzonego. Puszka Pandory została otwarta. PFR i PKO BP jeszcze przed startem sesji stanowczo odcinają się od informacji przekazanych przez GetBack.

Czytaj więcej

W aferze GetBacku aktów oskarżenia nadal przybywa

Robert Wąchała, który w tamtym okresie pełnił funkcję dyrektora departamentu nadzoru obrotu KNF, a dzisiaj jest wiceprezesem SEG, przyznaje, to był wyraźny sygnał, że sprawa jest bardzo poważna.

– Zebrałem moich współpracowników, zrobiliśmy burzę mózgów i zapadła decyzja – zawieszamy notowania. Korzystając z pełnomocnictwa Komisji, mogłem to zrobić sam. Tyle tylko, że zawieszenie musiało dotyczyć nie tylko akcji, ale i notowanych na Catalyst obligacji GetBacku. A tych było około 30 serii. Na domiar złego, zawieszenie to decyzja administracyjna. Udało się jednak przekonać prawników urzędu, żeby zrobić to jedną decyzją, a nie trzydziestoma. Mimo wszystko wydanie takiej decyzji zajęło kilka godzin – mówi Wąchała. – W tym czasie kurs akcji GetBacku był zawieszony „siłami natury”, czyli na widełkach statycznych. Udało się jednak przekonać GPW, żeby tych widełek do czasu wydania decyzji nie rozszerzała. I tak cena 3,75 zł za akcję windykatora widniała w notowaniach przez pięć i pół roku, bo tyle czasu kurs akcji był zawieszony. Pamiętam też telefon, który tego dnia odebrałem od prezesa Pawła Borysa, który koniecznie chciał się wytłumaczyć i stanowczo zaprzeczyć, jakoby PFR miał coś wspólnego z aferą. Późniejsze doniesienia o zaangażowaniu pewnych ludzi w GetBack jasno uzasadniają ten telefon – relacjonuje.

W kolejnych tygodniach i miesiącach następuje cała sekwencja zdarzeń. Prezes GetBacku Konrad K. zostaje odwołany, a sama spółka chyli się ku upadkowi. W firmie przeprowadzane są kolejne kontrole instytucji państwowych, z których wynika, że dochodziło w niej do fałszowania sprawozdań finansowych czy też zawierania podejrzanych umów i transakcji rynkowych, a część z nich w ogóle nie była realizowana. Na jaw wychodzi faktyczna skala problemów. Tylko w przypadku obligatariuszy zobowiązania spółki sięgają blisko 3 mld zł. Organy państwa zatrzymują kolejne osoby związane z aferą, w tym byłego szefa spółki. KNF rozlicza podmioty współpracujące z GetBackiem. Z rynku znika m.in. Polski Dom Maklerski. Na cenzurowanym jest branża TFI, w tym m.in. Altus TFI i Trigon TFI. Problemy mają banki związane z Leszkiem Czarneckim, który wcześniej był udziałowcem GetBacku. W tle pojawiają się wątki polityczne. Sama spółka zawiera ostatecznie układ z wierzycielami, który do tej pory budzi wiele kontrowersji i który nie tak dawno próbował podważyć syndyk Idea Banku.

Czytaj więcej

Rynek TFI przeorany przez GetBack

Od momentu wybuchu afery mija właśnie sześć lat. GetBack (obecnie Capitea) stał się koszmarem, o którym wielu wciąż próbuje zapomnieć. Jak każda afera, także i ta spowodowała wprowadzenie rozwiązań, które mają uszczelnić system. Wśród nich jest chociażby rejestr obligacji, który prowadzi KDPW, a który to ma pokazywać realną skalę zobowiązań firm, nawet jeśli te dokonują emisji prywatnych (tak jak to robił GetBack). Sama spółka znów jest notowana na GPW. Jej akcje są wyceniane na mniej więcej 60 gr. Wciąż jednak brakuje odpowiedzi na najważniejsze pytania: kto przede wszystkim odpowiada za tę aferę i co się tak naprawdę stało z pieniędzmi? Pytanie: kto jest głównym odpowiedzialnym za aferę zadaliśmy analitykom, zarządzającym, maklerom i ludziom rynku. W anonimowej ankiecie otrzymaliśmy prawie 50 głosów. Ponad 70 proc. uczestników główną winą obarcza były zarząd GetBacku z jego szefem na czele (z nim samym nie udało nam się skontaktować). O tym, że wina leży po stronie byłego zarządu GetBacku, przekonany jest również Radosław Barczyński, który jest jednym z wierzycieli spółki, a dzisiaj stoi też na jej czele. – Afera GetBacku to konsekwencja szeregu działań ówczesnego zarządu GetBacku dokonywanych zarówno przez GetBack, jak i fundusze własne GetBacku jeszcze przed 2018 rokiem. Rzeczywiste skutki ekonomiczne tych działań były ukrywane przed uczestnikami rynku, KNF, radą nadzorczą i akcjonariuszami – mówi Barczyński.

Ponad 20 proc. ankietowanych uważa jednak, że główną winę za aferę ponosi największy udziałowiec spółki, czyli fundusz Abris.

– Po pierwsze, Abris wybrał radę nadzorczą, która starała się nie nadzorować zarządu. Po drugie, Abris wymyślił też Konrada K., który był motorem napędowym afery. Po trzecie, w końcu ludzie Abrisu stali za skandalicznym układem, który pozbawił wierzycieli prawa do konwersji wierzytelności na akcje. Dlaczego, można się tylko domyślać – mówi jeden z głosujących. Pozostała część ankietowanych uważa z kolei, że wina rozkłada się po równo: na były zarząd spółki, Abris, ale także i na podmioty i instytucje rynkowe (KNF, audytora spółki, banki Leszka Czarneckiego, a także brokerów i branżę TFI). Co na to sam Abris? – Sytuacja, która doprowadziła do postępowania układowego w GetBacku, to wielowątkowa, systemowo prowadzona działalność przestępcza, badana od niemal pięciu lat przez prokuraturę i KNF. Są to jedyne organy państwa uprawnione do orzekania o winie zaangażowanych w nią osób – mówi Wojciech Łukawski, partner w Abris Capital.

Czytaj więcej

W aferze GetBacku aktów oskarżenia nadal przybywa

Stan obecny

Sam Abris pod koniec marca ostatecznie zakończył swoją przygodę z GetBackiem (obecnie Capiteą), sprzedając udział w DNLD Holding, czyli podmiocie, który formalnie był głównym udziałowcem firmy. Wojciech Łukawski przyznaje, że cała sytuacja z GetBackiem też wpłynęła na postawę funduszu. – Po pierwsze, dokonaliśmy gruntownej rewizji naszego podejścia do budowania systemów nadzoru korporacyjnego w nadzorowanych przez nas spółkach, tworząc własny model corporate governance. Po drugie, umocniliśmy się w przekonaniu, że mimo ogromnego ryzyka reputacyjnego nasze podejście do odpowiedzialności akcjonariusza oparte na konsekwentnym wspieraniu spółki, zapewnieniu jej ciągłości operacyjnej i możliwości wywiązania się przynajmniej z części zobowiązań w stosunku do swoich interesariuszy było jedynym uczciwym rozwiązaniem – przekonuje Łukawski.

Teraz głównym akcjonariuszem spółki jest Radosław Barczyński. Firma realizuje postanowienia układowe, które zakładają, że obligatariusze niezabezpieczeni zostaną spłaceni w 25 proc. do 2028 r. Do tej pory otrzymali oni blisko 174 mln zł z obiecanych 598 mln zł. Barczyński liczy, że być może uda się wypłacić większe kwoty. Czy tak się stanie? – Na to pytanie będziemy mogli odpowiedzieć nie wcześniej niż na początku 2027 roku. Przed nami kolejne, bardzo wymagające trzy lata pracy – w tym okresie skoncentrujemy się na dalszej stabilizacji odzysków i skutecznym dochodzeniu roszczeń. Jesteśmy jednak na dobrej drodze do tego, aby z optymizmem oceniać szanse na podwyższenie poziomu spłat wierzycieli – mówi Barczyński. Układ ma charakter likwidacyjny. W toku jego wykonywania cały majątek Capitei zostanie przekazany wierzycielom. Co dalej? – Decyzje co do losów spółki pozostają w gestii walnego zgromadzenia, ale w mojej ocenie – także jako akcjonariusza – Capitea powinna istnieć do momentu, w którym przekaże wierzycielom cały majątek, nie tylko z portfeli wierzytelności, ale także z dochodzonych roszczeń – mówi Barczyński.

Prokuratura mnoży akty oskarżenia. Czy jednak po sześciu latach jesteśmy bliżej prawdy i odpowiedzi na najważniejsze pytania? Sprawa jest skomplikowana i wielowątkowa. Różne dziwne zbiegi okoliczności i wydarzenia powodują, że to, co powinno być białe i czarne, często przybiera różne odcienie szarości. Biorąc pod uwagę pojawiające się w niej wątki polityczne, prawdopodobieństwo tego, że faktycznie dowiemy się prawdy, niestety maleje. Obligatariusze i akcjonariusze, którzy stracili pieniądze na GetBacku, zamiast prawdy woleliby pewnie odzyskać większość zainwestowanych pieniędzy. Na to jednak też się nie zanosi.

Rynek obligacji znów w rozkwicie

Problemy spółki windykacyjnej GetBack (obecnie Capitea) bardzo boleśnie przypomniały inwestorom o ryzyku, jakie związane jest z obligacjami korporacyjnymi. Co prawda w przeszłości zdarzały się głośne upadłości i duże straty inwestorów, ale to, co wydarzyło się z GetBackiem, było niczym zimny prysznic nie tylko dla obligatariuszy spółki, ale także całego rynku długu korporacyjnego.

GetBack, tak jak inne spółki windykacyjne, żył głównie z pieniędzy pozyskiwanych z emisji obligacji. Szybko stał się jednym z głównym graczy na tym rynku. W jego papiery dłużne ponad 9 tys. inwestorów zainwestowało prawie 3 mld zł (w emisjach publicznych i prywatnych). Dzięki GetBackowi rósł też rynek obligacji, przyciągając nowych inwestorów. O ile na początku spółka wydawała się być dla niego błogosławieństwem, o tyle później stała się jego przekleństwem.

Czytaj więcej

Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?

Liczby zresztą mówią same za siebie. Według statystyk Michael/Strom DM w 2017 r. czyli przed wybuchem afery GetBacku, wartość publicznych emisji obligacji na polskim rynku wynosiła około 1,8 mld zł. Rok później ta wartość zmniejszyła się do 900 mln zł. W 2019 r. rynek wykonał kolejny krok w tył i wartość publicznych emisji wyniosła nieco ponad 350 mln zł.

Inwestorzy przestraszyli się obligacji korporacyjnych, a i same spółki, widząc tę nieufność, ostrożnie podchodziły do nowych emisji. Patrząc jednak z dzisiejszej perspektywy, śmiało można powiedzieć, że jest to już tylko niemiłe wspomnienie. Rynek obligacji korporacyjnych wyraźnie odżył. Z danych Michael/Strom DM wynika, że w 2023 r. emitenci przeprowadzili aż 37 publicznych emisji obligacji korporacyjnych, z których w sumie pozyskali ponad 1,35 mld zł. Inwestorzy zgłosili w nich popyt na łącznie prawie 2 mld zł, a tym samym średni poziom redukcji wyniósł 33 proc. Ten rok może dla rynku obligacji korporacyjnych okazać się jeszcze lepszy. W samym I kw. spółki pozyskały od inwestorów indywidualnych ponad 640 mln zł, a przeprowadzane emisje zazwyczaj kończą się dużymi redukcjami. Rynek zapomniał więc o GetBacku, ale czy wyciągnął z tego wnioski? PRT

Windykatorzy też wrócili na ścieżkę wzrostu

GetBack jeszcze przed debiutem na warszawskiej giełdzie w 2017 r. wzbudzał wielkie zainteresowanie na rynku windykacyjnym. Oto bowiem pojawił się podmiot, który agresywnie zaczął skupować pakiety wierzytelności, burząc dotychczasowy układ sił. Proces ten nasilił się już po pojawieniu się spółki na warszawskiej giełdzie. Pozostałe spółki z branży na poczynania konkurenta patrzyły z zaskoczeniem. GetBack kupował kolejne nowe portfele, ale już wtedy pojawiały się głosy (chociaż nieliczne i nieoficjalne), że spółka jest bardzo szczodra w swoich poczynaniach. To siłą rzeczy przełożyło się na mniejsze zakupy pozostałych podmiotów, które nie chciały dokonywać inwestycji za wszelką cenę. Najgorsze jednak miało dopiero nadejść.

Rok 2018 w dużej mierze zamroził rynek. Chociaż z rywalizacji odpadł jeden konkurent, to strach rozlał się na całą branżę. Jeszcze w 2017 r. szacowana podaż portfeli wierzytelności konsumenckich i hipotecznych wynosiła prawie 12 mld zł. W 2018 r. spadła ona do 8,7 mld zł. Wiele banków po problemach GetBacku zdecydowało się ograniczyć procesy związane ze sprzedażą przeterminowanych wierzytelności. Było to także odczuwalne w 2019 r.

Branża po wybuchu afery GetBacku stanęła jednak także przed innym, być może jeszcze większym, wyzwaniem. Chodzi o dostęp do finansowania. Dla windykatorów podestowym źródłem kapitału od zawsze były i są obligacje. Problemy GetBacku w tym aspekcie mocno utrudniły życie spółkom windykacyjnym.

GetBack ostatecznie nie pociągnął za sobą na dno najważniejszych rynkowych graczy. Ci przetrwali trudny czas i dzisiaj znów są na fali wznoszącej. Według szacunków Kruka w 2023 r. podaż wierzytelności wyniosła prawie 19 mld zł. Spółki zwiększają odzyski, a także wróciły do większych zakupów portfeli wierzytelności. Było to możliwe również dzięki temu, że z kurzu po GetBacku na dobre otrzepał się także rynek obligacji korporacyjnych.

Dzisiaj można powiedzieć, że branża windykacyjna zapomniała albo przynajmniej chce zapomnieć już o GetBacku. PRT

Parkiet PLUS
100 lat nie kończy historii złotego, ale zbliża się czas euro
Parkiet PLUS
Dobrze, że S&P 500 (trochę) się skorygował po euforycznym I kwartale
Parkiet PLUS
Szukajmy spółek, ale też i inwestorów
Parkiet PLUS
Wynikowi prymusi sezonu raportów
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Parkiet PLUS
Złoty – waluta, która przetrwała największe kataklizmy
Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?