To nie jest dobry rynek do prowadzenia działalności maklerskiej. Tak, parafrazując tytuł znanego filmu, można opisać finanse branży maklerskiej. Rok 2023 dla wielu pośredników okazał się być gorszym niż 2022 r. Maklerzy, w odróżnieniu więc od inwestorów na warszawskiej giełdzie, nie doświadczają hossy. Mało tego: w ich przypadku można nawet mówić już o trendzie spadkowym.
Wymowne liczby
Jak wynika z raportów bankowych, w 2023 r. niższe przychody z tytułu prowizji i opłat maklerskich zanotowała zdecydowana większość biur maklerskich. W zależności od podmiotu spadki rok do roku wyniosły od kilku do nawet kilkudziesięciu procent. Skoro więc na rynku było tak dobrze (w końcu indeksy zaliczyły dwucyfrowe wzrosty), to dlaczego było jednak gorzej? Pytanie to jest tym bardziej zasadne, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że biznes maklerski ma charakter cykliczny i jest mocno powiązany z koniunkturą giełdową. Ta, wbrew pozorom, dla maklerów wcale nie była taka sprzyjająca, jak by się mogło wydawać.
Na rynku akcji znów byliśmy świadkami spadających obrotów. Rok do roku zmniejszyły się one o blisko 4 proc. Spadające wolumeny widzieliśmy także na rynku terminowym. W przypadku najpopularniejszych kontraktów na indeksy wolumen obrotu spadł o 7 proc., a ogólnie na rynku terminowym obniżył się o blisko 6 proc. Tort staje się coraz mniejszy, a dodatkowo coraz większą jego część konsumują zagraniczni pośrednicy. W 2023 r. odpowiadali oni za 58 proc. obrotów na rynku akcji, zaś w 2022 r. było to 57,5 proc.
Zupełnie inne tendencje widać z kolei na rynku krajowych inwestorów, w szczególności tych indywidualnych, którzy z perspektywy biznesu maklerskiego są szczególnie cenni. W 2022 r. ich udział w obrotach wynosił 17,4 proc. Oficjalnych danych za 2023 r. co prawda jeszcze nie ma, ale z ankiety przeprowadzone przez „Parkiet” wśród szefów domów maklerskich wynika, że udział za ubiegły rok będzie wynosił około 16,5 proc.