Trudno o bardziej skrajne i symboliczne obrazki z Kataru. Z jednej strony rozpędzony Messi, imponujący jak za najlepszych lat solowymi akcjami, z drugiej – bezradny i zapłakany Ronaldo, po porażce z Marokiem schodzący samotnie do szatni.
Mundial w Katarze miał być benefisem Cristiano, tymczasem jest ucieleśnieniem wszystkich jego koszmarów. Po pierwsze – znów stracił szansę, by wznieść Puchar Świata, po drugie – zdobył tylko jedną bramkę z rzutu karnego, po trzecie – trener Fernando Santos posadził go w meczu 1/8 finału ze Szwajcarami i ćwierćfinale z Marokańczykami na ławce, wreszcie po czwarte – królem strzelców i mistrzem zostać może Messi.
Dla kogoś, kto ścigał się z Argentyńczykiem na rekordy, byłby to cios najgorszy z możliwych. Marnym pocieszeniem jest fakt, że Ronaldo zapisał się w historii jako pierwszy piłkarz, który zdobywał bramki na pięciu mundialach.
Czytaj więcej
Amerykańscy właściciele tego legendarnego klubu analizują opcje strategiczne, a proces ten może zakończyć się ich wyjściem z tej inwestycji w którą zaangażowali się 17 lat temu.
200 mln od Saudyjczyków
Do Kataru przyleciał jako zawodnik Manchesteru United, ale jeszcze przed pierwszym meczem rozstał się z klubem i zrzekł pozostałej do końca umowy pensji. Był na to przygotowany. Doskonale wiedział, co robi, udzielając głośnego wywiadu telewizyjnego, w którym skrytykował trenera, zarząd i wszystko to, co w ostatnich latach dzieje się na Old Trafford. Można powiedzieć, że akurat w tym przypadku dopiął swego, bo z Manchesteru próbował się wyrwać już latem, gdy okazało się, że Czerwone Diabły nie zagrają w Lidze Mistrzów.