Czas na nowo przyjrzeć się sytuacji na rynkach wschodzących, która pośrednio promieniuje też na polskie akcje. Okazją do tego jest po pierwsze upływające ponad 17 miesięcy od rozpoczęcia trendu spadkowego na emerging markets, a po drugie fakt, że w ostatnim czasie indeks MSCI EM znalazł się ponad 30 proc. poniżej szczytu hossy.
Z dzisiejszej perspektywy widać doskonale, że kiedy w końcówce lutego 2021 benchmark rynków wschodzących zaczynał gwałtownie osuwać się ze szczytu, był to pierwszy, bardzo wczesny sygnał ostrzegawczy nie tylko dla emerging markets, ale też – z dużym wyprzedzeniem – również dla innych rynków.
Jak sytuacja wygląda po tych kilkunastu miesiącach bessy (bo jak inaczej nazwać tak długotrwały spadek, przekraczający 30 proc.)?
Na gruncie analizy technicznej trudno na razie dopatrzyć się sygnałów odwracania się negatywnego trendu. Skala odbicia od dna nie jest póki co zbyt okazała. Indeks MSCI EM tkwi w formacji trójkąta zniżkującego. Dopiero przebicie jego górnego ramienia byłoby jakimś wstępnym sygnałem ocieplania się nastrojów (ale jest też możliwy odwrotny scenariusz, czyli przebicie dolnego ramienia i nawet przyspieszenie przeceny).