Sukcesem zakończyła się 25 kwietnia aukcja zabytkowych monet i banknotów Warszawskiego Centrum Numizmatycznego (www.wcn. pl). To dobra wróżba dla aukcji Antykwariatu Numizmatycznego Michał Niemczyk (www. aukcjamonet.pl), która odbędzie się 23 maja. Kolekcjonerzy numizmatów mają utrudnione poszukiwania. Krajowe antykwariaty coraz częściej odchodzą od specjalizacji, mieszają ofertę. Przez to ciekawe numizmaty znaleźć można w całkiem przypadkowych miejscach.
Za 28 tys. zł kupiono floren francuski z lat 1418–1429. To drugi egzemplarz tej monety znany w świecie. Dotychczas jedyny oficjalnie notowany znajduje się w Gabinecie w Brukseli. Moneta jest nieefektowna. Na fotografii w katalogu WCN trudno określić kruszec, ponieważ egzemplarz jest tak spatynowany. Jest to złoto (3,3 g). Ta ekstremalnie rzadka moneta miała cenę wywoławczą 20 tys. zł.
Kto kupił ten rarytas? Może ktoś ze świata? Ustawa o ochronie dóbr kultury dopuszcza możliwość oficjalnego wywozu określonych zabytków. Słusznie! To krok do umiędzynarodowienia polskiego rynku. Poprzednia patologicznie restrykcyjna ustawa zakazywała wywozu wszystkich dóbr kultury. Było to wygodne alibi dla polityków. Mogli mówić, że dbają o narodowe zasoby. W praktyce zabytki tonami wywożono z Polski, zwłaszcza w czasach PRL.
Po aukcji w Warszawskim Centrum Numizmatycznym jej uczestnicy plotkowali, że kolekcjoner z Litwy kupił sobie wyśnionego trojaka z 1597 roku, wybitego w Wilnie, więc jest to niewątpliwie litewska moneta. Szczęśliwy nabywca dał 13 tys. zł (wyw. 5 tys. zł). Bardzo dobrze! Dzięki temu zakupowi Litwin upolował ostatniego trojaka, jakiego brakowało mu do kompletu. Ma wszystkie trojaki, jakich szukał po świecie. Teraz wyda katalog swojego zbioru. Przedstawi w nim kupioną w Warszawie monetę z opisem jej pochodzenia.
Zarobić na kawałku blachy
Jak zwykle celowo wybrałem z katalogu nieefektowne obiekty, które być może poniewierają się w domach. Ich właściciele nie zdają sobie sprawy, że mogą przyzwoicie zarobić na kawałeczku blaszki, która od zawsze leży w szufladzie. Niepozornie wygląda np. denar z ok. 1325 roku. Kolekcjonerzy czule mówią na taką monetę „ogryzeczek". Ten strzępek blachy kupiono za 4,2 tys. zł (wyw. 2,5 tys. zł).