Władysław Ślewiński (1854–1918) to artysta o wyjątkowej legendzie w skali świata. W 1890 roku osiadł w Bretanii. Związał się tam z grupą francuskich malarzy, których przywódcą duchowym był Paul Gauguin. Ślewiński przeszedł do historii sztuki europejskiej jako jeden z najbliższych współpracowników Gauguina.
Po rozpadzie środowiska w 1903 roku z czasem wrócił do Polski. W Warszawie prezentował obrazy własne i dzieła Gauguina ze swojego zbioru. W 1906 roku osiadł w Poroninie, gdzie w salonie na honorowym miejscu powiesił obraz Gauguina.
Obraz w Desie ma ciekawą proweniencję, pochodzi z kolekcji żony malarza. Prezentowany był na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie przez monografistkę Ślewińskiego, prof. Władysławę Jaworską.
Przed laty zrobiłem wywiad z Krzysztofem Zagrodzkim z Paryża, licencjonowanym przez rząd ekspertem francuskiego rynku sztuki. Zagrodzki uzasadniał, że Ślewiński ma pośród polskich malarzy z tzw. Ecole de Paris największą szansę zaistnieć na światowym rynku sztuki.
Milion złotych za Rafała Malczewskiego
Rynkowa pozycja polskich artystów z Ecole de Paris zależy głównie od krajowego popytu. Nabywcy w kraju nie doceniają obrazów Ślewińskiego i jego legendy. Wolą np. Melę Muter czy Eugeniusza Zaka, za których obrazy płacą zdecydowanie więcej niż za Ślewińskiego.