Jedną z głównych niewiadomych 2016 roku jest sytuacja gospodarcza w Chinach. W 2015 r. sygnały spowolnienia chińskiej gospodarki doprowadziły do głębokiej przeceny na niemal wszystkich rynkach surowcowych, pociągnęły w dół kursy takich walut, jak dolar australijski czy brazylijski real, i zaszkodziły wielu rynkom wschodzącym. Reakcja inwestorów była ostra, mimo że w Chinach nie doszło do twardego lądowania gospodarczego, a oficjalny wzrost PKB nadal był zbliżony do 7 proc. Okazało się, że rynki są bardzo wrażliwe na osłabienie popytu w Państwie Środka. ChRL odpowiada przecież za 50 proc. światowej konsumpcji węgla używanego do celów energetycznych, blisko 50 proc. konsumpcji aluminium i niklu, ponad 40 proc. miedzi, rudy żelaza i ołowiu, 30 proc. platyny, 20 proc. palladu oraz około 15 proc. ropy naftowej. Chiny to największy konsument energii na świecie i największa potęga przemysłowa. Okazuje się jednak, że ich olbrzymi potencjał gospodarczy wciąż nie wystarcza, by kraj ten był „konsumentem ostatniej instancji", tak jak banki centralne takie jak Fed są „pożyczkodawcami ostatniej instancji" ratującymi system finansowy w czasie kryzysów. W 2015 r. okazało się, że Chiny wciąż nie mogą zastąpić osłabionych USA w roli głównego generatora popytu na surowce i produkty wytwarzane przez resztę świata.
Lider ekonomiczny
Chiny były wielką nadzieją globalnej gospodarki. W 2009 r. pakiet stymulacyjny w ChRL pomógł reszcie świata wyjść z kryzysu finansowego. Chiński popyt wspierał ożywienie gospodarcze w USA, Europie Zachodniej i na rynkach wschodzących, w czasie gdy popyt wewnętrzny w tych krajach był mocno osłabiony. – W ostatnich latach Chiny odgrywały rolę „konsumenta ostatniej szansy", która tradycyjnie przypadała Stanom Zjednoczonym. Chiny stanowiły przeciwwagę dla „wielkiego oddłużania" w wielu innych krajach – ze szczególnym uwzględnieniem USA i większej części Europy. Podczas, gdy inni oszczędzali, Chiny pożyczały. Gdyby nie to, świat doświadczyłby znacznie poważniejszego kryzysu. Chiny odgrywały rolę worka treningowego globalnej gospodarki – wskazuje Stephen King, starszy doradca ekonomiczny Grupy HSBC.
Ślady tych zmagań widoczne były w statystykach gospodarczych. O ile w 2007 r. Chiny miały nadwyżkę na rachunku obrotów bieżących wynoszącą 10,1 proc. PKB, o tyle w 2014 r. sięgała ona już jedynie 2,1 proc. PKB. – Odgrywanie tej roli sprawiło jednak, że Państwo Środka odniosło pewne obrażenia. Odzwierciedlają to na przykład zmiany dotyczące oczekiwań wzrostu tamtejszej gospodarki. Każdego roku pierwotne oczekiwania okazywały się za wysokie. Co gorsza, każdego roku osiągnięte tempo wzrostu okazywało się niższe niż rok wcześniej – twierdzi King.
Chiński rząd wdrażał w ostatnich latach politykę mającą pobudzić popyt wewnętrzny i sprawić, by gospodarka w mniejszym stopniu oparta była na eksporcie tanich produktów. Chiny miały w tej wizji stać się głównym generatorem światowego popytu – krajem, od którego dobrobytu zależał dobrobyt reszty świata. Oznaczałoby to przejęcie globalnego przywództwa ekonomicznego z rąk Stanów Zjednoczonych. Chiny stałyby się w wyniku tego procesu Globalnym Minotaurem z teorii Yanisa Varoufakisa, byłego greckiego ministra finansów. Do tego jednak nie doszło, co oznacza, że świat szybko nie wyjdzie z przewlekłego kryzysu gospodarczego.
Ofiary z kapitału
W książce „Globalny Minotaur. Europa, Ameryka i przyszłość światowej gospodarki" Varoufakis stawia tezę, że świat jest pogrążony w kryzysie, bo w zglobalizowanej gospodarce zabrakło mechanizmu recyklingu nadwyżek i deficytów fiskalnych oraz handlowych między poszczególnymi krajami. Z tego powodu dochodziło również do wszystkich większych kryzysów kapitalizmu po 1945 r.